Firma dekarska

Dawid Kocot #DumnyDekarz

Dekarstwo to powód do dumy! Poznaj bohaterów nowej edycji akcji #DumnyDekarz i dowiedz się, co dla nich znaczy być dekarzem i jak wyglądała ich droga do sukcesu. Oto druga historia – tym razem dekarza z Oddziału Małopolskiego Polskiego Stowarzyszenia Dekarzy.

Co Cię skłoniło, żeby się zgłosić do projektu Dumny Dekarz?

Zawsze lubiłem się rozwijać. Nigdy nie chodziło tylko o to, aby wstać rano, pójść do pracy i wyrobić osiem godzin. Zawsze chciałem czegoś więcej. Dlatego też pomyślałem, że jestem już trochę na rynku, mam zgraną ekipę, a dodatkowo trzy lata temu otrzymałem propozycję szkolenia innych dekarzy, więc mam o czym opowiedzieć. Jeżdżę więc po Polsce i pomagam szkolić podczas takich mobilnych akademii.

Dlaczego zdecydowałeś się szkolić innych?

Specjalnie nie szukałem takiego zajęcia, bardziej mi je zaoferowano. Nigdy wcześniej nie zajmowałem się szkoleniem ludzi. Pomyślałem, że spróbuję, nic nie tracę. Jeśli nie będę w tym dobry, powiem, że to nie dla mnie, sorry, dzięki, cześć i pa. Nie mam szkoły ukończonej w tym kierunku ani kursów pedagogicznych. Prezentuję wiedzę praktyczną dekarzom, którzy zgłoszą się na szkolenie. Przyjeżdżają i uczymy się obróbki komina, obróbki okna, zasad krycia. Szkolenia są super. Czasami są tacy uczestnicy, którzy pokazują takie triki, że sam się od nich uczę.

Co w tym lubisz?

Kontakt z ludźmi. Cały czas poznajemy kogoś nowego, rozmawiamy. Możliwość nauczenia się od kogoś czegoś nowego. To jest bardzo fajne.

Jak to się stało, że zostałeś dekarzem?

Skończyłem liceum i zacząłem myśleć, co by tu robić. Pieniądze jakieś by się przydały. To był chyba 2001 rok. Mój brat Michał pracował wtedy w dekarstwie. Mówił: – Przyjdź na wakacje. Więc zacząłem pracę na dachu w jedne wakacje, a zostałem do następnych. I tak się to potoczyło, że już połowę życia spędziłem na dachach.

W promieniu ilu kilometrów robicie dachy?

Ostatnio podejmujemy się zleceń w promieniu trzydziestu kilometrów. Ościenne województwa to nasz zasięg działania. Jeśli trzeba gdzieś dalej wyjechać, to maksymalnie na tydzień, dwa. Trochę się najeździmy, ale bez przesady.

Jak wygląda Twój dzień pracy?

Wstaję piąta dwadzieścia, kawa. Zgarniam chłopaków, kawa i zabieramy się do roboty. Pracuję od rana do wieczora. Kończymy  o szesnastej, siedemnastej. Zimą około piętnastej trzydzieści, bo szybciej robi się ciemno. Gdy schodzimy z dachu, to rozwożę chłopaków. Czasem jeszcze do klienta trzeba wpaść albo odebrać materiały.

Za co lubisz dekarstwo?

Lubię dekarstwo, bo co budowa to inni ludzie, inne miejsce. Nie ma monotonii, nie ma tak, że cały czas robisz to samo. Każdy klient i każdy dach wymaga czegoś innego. Żartuję sobie, że dekarz nigdy nie pracuje na poziomie zero. W dekarstwie lubię dobrą pogodę. Upały dają nam w kość, ale znów w zimie jak sypnie, to też nie jest ciekawie. Nie ma rzeczy, której nie lubię robić na dachu, chyba że klient wymyśli, żeby mu położyć styropian i siatkę. Oczywiście, jeśli trzeba to zrobię, ale nie są to moje ulubione prace.

W czym się specjalizuje Twoja firma?

Teraz często robimy zmiany pokryć na już istniejących budynkach. Mamy aktualnie również klienta, który jest architektem. Ma fajną wizję i z klasycznego dwuspadu robimy dach przechodzący w elewację. Nieźle to wygląda. Do niedawna robiliśmy sporo nowych dachów, ale koniunktura trochę zwolniła.

Jakie było Twoje największe zawodowe wyzwanie?

Największym wyzwaniem był dach do skończenia na krakowskiej kamienicy. Stary budynek, przerabiany na lofty, mnóstwo kominów, jak to na kamienicach w Krakowie, dużo obróbek. Zdecydowałem się jednak i zrobiliśmy ten dach. Faktycznie, tam było strasznie, w centrum miasta, ale fajnie wyszło. Mieliśmy do zrobienia połowę i w dwa tygodnie się uwinęliśmy. Na dachach takich kamienic są zostawione różne rzeczy, jednak najczęściej można spotkać wiadome znaleziska – fajki i gazety.

Spadłeś kiedyś z dachu?

Nie miałem nigdy wypadku na dachu, czasem łata pękła i jedna noga wisiała na poddaszu. Tyle.

Opowiedz o swojej ekipie.

Nie ma nas wielu, ale każdy wie, co ma robić. Mimo, że robota nie jest lekka to często sobie żartujemy, co bardzo poprawia atmosferę pracy.

Jak oceniasz jakość prac dekarskich?

Jest lepiej. Brakuje nam trochę do Zachodu, ale to kwestia finansowa, a nie braku umiejętności. Myślę, że w dobrą stronę to zmierza, aczkolwiek, gdy myślisz, że widziałeś już wszystko, to jednak zawsze trafisz na dach z jakimś takim zabiegiem pseudodekarskim. Zastanawiasz się wtedy, czy książki nie napisać, żeby to sobie jakoś wytłumaczyć. Nie jest źle, ale nie jest bezbłędnie. Częste błędy pojawiają się przy obróbkach kominów – odwieczny problem, gdy coś cieknie, śnieg podwiewa. Zdarzało nam się oglądać szczeliny, w które wstrzyknięto piankę poliuretanową, spuchła, wylazła na zewnątrz. Widziałem też „artystycznie” przykręconą blachodachówkę wkrętami do „regipsów”, bez podkładki. Zdjęcie sobie tego zrobiłem, bo nikt by mi nie uwierzył. Coś pięknego. Ja nie położyłbym płytek i nie wziąłbym za to pieniędzy, bo się na tym nie znam. Przykre.

Jakie wartości powinny przyświecać firmie dekarskiej?

Najważniejsze jest podejście do pracy. Jeśli ktoś przychodzi rano i już jest zmęczony, patrzy tylko na zegarek, kiedy będzie można iść to domu, to wiadomo, że nic razem już nie zrobimy. Chęci muszą być. Nie pracuję w dekarstwie, aby rugać ludzi. Zresztą chyba nawet tego nie potrafię. Dla Wujka z mojej ekipy nie ma rzeczy niemożliwych, nie ma, że nie da się zrobić albo że zrobimy coś jutro. Choćby miał zostać dłużej, to wykona swoje zadania dzisiaj bez kręcenia nosem. Pod względem sumienności, nie znam drugiej takiej osoby. Wnosi mnóstwo pozytywnego humoru do ekipy, a to również jest bardzo ważne. Znakomicie pracuje się w dobrej atmosferze. Na dachu musi być wesoło. Jak jest smutno, to się męczymy, a wymęczony dach inaczej się wspomina.

Jak wygląda Twój dekarski kalendarz?

Czuję presję terminów, więc nie zamykam szczelnie kalendarza. Pogoda zawsze nas może zaskoczyć. Tydzień pada, to tydzień w plecy. I każdy klient o tydzień przesunięty. Nie umawiam ich jednego po drugim. Życie w tym fachu nauczyło mnie, że warto zostawić luz w kalendarzu na sytuacje awaryjne.

Co sprawia, że od tych 14 lat jesteś na rynku?

Nie wiem, zawsze ktoś tam dzwoni, nie było tak, że nie było roboty. Zawsze rok, pół roku do przodu mamy zajęte terminy. Przez ostatnie parę lat nie było powodu, aby siedzieć w domu. Myślę, że ludziom podoba się to, co robimy, jak robimy. Przekazują sobie kontakt i przyjeżdżają popatrzeć na realizację. Najtrudniej odmawia się klientom, którzy do dekarza wracają. Wolę pracować z inwestorami indywidualnymi. Nie można generalizować, ale deweloperzy nie cieszą się moim zaufaniem.

Miałeś kiedyś problem z inwestorem indywidualnym?

Czasem się zdarzało, ale to nie były duże kwoty. Dostrzegam taką prawidłowość, że ludzie mniej majętni, choćby mieli pożyczyć, to nam zapłacą co do grosza, jeśli będą zadowoleni. Praca z klientem bywa trudna, aczkolwiek są to niezbyt częste sytuacje. Większość osób po zakończonej budowie z radością dziękuje za dobrze wykonane prace, a to zdecydowanie dodaje sił na kolejne zadania.

Czy wizerunek dekarza zmienił się na przestrzeni lat?

Jest inaczej niż było. Możliwe, że wynika to z tego, że kiedyś było mniej firm. Teraz klient ma do wyboru, do koloru. Kto się trochę nauczył, otwiera swoją firmę. Ludzie też się pozmieniali pod względem mentalności. O wizerunku dekarza mówi się coraz więcej w branży. Ja jestem dumny z tego, co robię. Jestem czysto ubrany, nie wstydzę się iść w odzieży roboczej do sklepu. Jestem dumny. Lubię projekt Dumny Dekarz, bo pokazujecie prawdziwe oblicze dekarzy, naszą pracę, a to wszystko dociera do ludzi spoza branży.

Jak oceniasz młodych w dekarstwie?

Za 5 do 10 lat nie będzie miał kto robić w tym fachu. Raz miałem młodego w firmie. Miał ręce stworzone do klawiatury i może trochę do telefonu. Mam dwóch synów, więc zrobię wszystko, aby mieli sporo zajęć manualnych. Nie chcę ich do niczego zmuszać. Chodzi o jakąś ogólną ludzką sprawność fizyczną. Jeśli im się spodoba to co robię, pomogę im utorować drogę. Podczas szkoleń czasami się zastanawiam, jak to jest. Czy młodzi nie mają od kogo tego zobaczyć? Chyba po prostu nie chcą pracować na zewnątrz, na deszczu i wietrze. Chcą na magazyn, chcą ośmiu godzin nie za ciężkiej pracy. A w dekarstwie wiadomo, czasem trzeba się i nanosić.

Gdyby Cię syn zapytał, czy warto być dekarzem, co byś mu odpowiedział?

To nie zależy ode mnie, czy ten zawód będą wykonywać moje dzieci. Na pewno zaproszę ich, gdy już podrosną, aby przyszli na wakacje sprawdzić, czy to zajęcie dla nich. Jeden ma 11 lat, a drugi tylko 4, więc nie byli jeszcze na dachu. Przynajmniej nic o tym nie wiem. Wracając do pytania, to często im powtarzam, że to trudne zajęcie, wymagające myślenia, jednak dające dużo satysfakcji.

Co byś robił, gdybyś nie był dekarzem?

Nie mam pojęcia, robię to od prawie dwudziestu lat. Kilka razy chciałem to rzucić, głównie przez czynnik ludzki, ale tak naprawdę to jak na razie nie widzę się w innym miejscu.

Za 10 lat gdzie siebie widzisz?

Jak zdrowie pozwoli to za dziesięć lat będę na dachu. Dopóki dam radę, tam mnie znajdziecie, bo lubię to robić. Mam swoje narzędzia, a mojego młotka nie wolno nikomu ruszyć. Kiedyś chłopaki musieli rzucić wszystko i go ze mną szukać (śmiech). Nie jestem pedantem, budowa ma swoje prawa, ale bałaganu nie lubię. Na koniec nasza ekipa ma zawsze chwilę, aby pozamiatać. To też świadczy o nas, czy po sobie porządek zostawimy.

Jakie masz plany wobec swojej firmy?

Przekazałbym ją synom, gdyby była taka możliwość, mieliby prościej, bo ja zaczynałem od zera. Mam nadzieję, że z domu wyniosą pracowitość. Ważne jest dla mnie również, aby mieli szacunek do każdego człowieka oraz do materiałów, bo to jest również ważne. A jeśli nie masz szacunku do człowieka, to nie masz go do siebie.

więcej na: dumnydekarz.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Polecane Artykuły

Zobacz równieź
Close
Back to top button