Łukasz Komierowski
Z Łukaszem Komierowskim Prezesem Zarządu w firmie B.PRO FASTENING Rozmawiała Iwona Szczepaniak
W ubiegłym roku firma B.PRO świętowała jubileusz 15-lecia. Jakie były jej początki?
Początki B.PRO to 1983 rok, kiedy to mój ojciec założył swój biznes, a ja miałem 5 lat. Historia jest ciekawa, ale za długa na ten wywiad. Każdy kto zaczynał swój biznes w komunizmie wie, z czym się to wiązało – wszystko było zabronione, niedostępne, z nieustannymi kontrolami władzy, reglamentowanymi surowcami i świadomością, że przedsiębiorca to przestępca. Ta firma z garażu, która dziś jest największym w Europie producentem zszywek, ale też znaczącym producentem gwoździ, wkrętów itp., w skrócie nazywa się Bizon.
Około 2000 roku – kiedy już pracowałem w firmie – zorientowaliśmy się, że rynek budowlany potrzebuje innego podejścia niż dotychczasowe. Innej wiedzy. I w 2003 roku powstał pomysł powstania B.PRO. Pojechałem wówczas do Norwegii i Niemiec, żeby zobaczyć, jakich narzędzi używają na budowach. Trzy lata trwało przygotowanie pierwszej gamy produktowej B.PRO, a pod koniec 2005 roku powstała firma.
Z biznesu i „głów” dwóch Komierowskich. Najpierw oferta była prosta. Wiedziałem, że na rynku, który wtedy korzystał głównie z młotków (mam nadzieję, że nieliczni dekarze, którzy mieli już wtedy gwoździarki nie obrażą się), trzeba ruszyć z bardzo podstawowym zestawem, od którego każdy musi zacząć. Miało być McDonald’s menu. Kilka modeli, po jednym do każdego podstawowego zastosowania.
Chciałem też, żeby koncept był prosty. Żeby dekarz, który zamawia gwoździe wiedział, że ma gwoździarkę „John”, a nie „HW9248 coś”, czego nigdy nie zapamięta. Ma mieć Johna! Mocnego i prostego Johna. To fajnie zadziałało. Faktycznie, każdy kto do nas dzwonił wiedział, że potrzebuje gwoździ do Johna. I wszystko było jasne.
Zaczęliśmy więc od Johna do łacenia i deskowań, Rufusa do gontów i krycia papą, zszywacza Motec do folii (bo działa jak młotek), jednego kompresora (Pumper – bo pompuje), Florec – do podłóg, systemu wkrętów na taśmie Twister. To tak z grubsza. Był problem z budową sieci dystrybucji. Najpierw sam jeździłem do klientów swoim Passatem. Potem kupiłem do firmy Forda Transita, w którym były regały, półki, na których wisiały narzędzia. Pełen showroom. Dystrybutorzy mówili u nas nikt o to nie pyta, wszyscy pracują młotkami. Więc trzeba było pracować przede wszystkim z wykonawcami – głównie dekarzami.
Zacząłem mocne „kolędowanie” po Polsce. Wspólnie z jednym handlowcem, potem drugim. Non stop szkolenia, wszędzie, gdzie tylko się dało. Od Przeworska koło Rzeszowa (tu pozdrawiam serdecznie Tomka z Instalatora z Przeworska, który jako jeden z pierwszych mi zaufał) po Wrocław czy Szczecin. I targi Budma. Tam się poznałem z całą ekipą PSD.
Jaka jest według Pana rola takich organizacji jak Polskie Stowarzyszenie Dekarzy w kształtowaniu rynku budowlanego? Czy warto współpracować ze stowarzyszeniami branżowymi, takimi jak PSD?
Na tym początkowym etapie naszego rozwoju było bardzo ważne, że „poznaliśmy” się z Polskim Stowarzyszeniem Dekarzy. To okazało się bardzo pomocne w szybszym dotarciu do dekarzy.
Jaka jest rola takiej organizacji w kształtowaniu rynku?
Hmmmm. Myślę że przede wszystkim jest to platforma łącząca producentów i wykonawców. Producentom łatwiej się „zrzeszyć”, spotkać, omówić sytuację na rynku (jak choćby miało to miejsce w pałacu w Komierowie jesienią 2019 roku). Wykonawców jest ogromna rzesza i rolą Stowarzyszenia jest ich reprezentowanie, a jednocześnie umożliwienie wykonawcom i producentom wymiany wiedzy o produktach i wzajemnych oczekiwań. Z tego powstaje lepsze wykorzystanie nowych dostępnych technologii (korzystają wykonawcy) oraz lepsza wiedza o rynku i potrzebach (korzystają producenci). I to na pewno jest motorem rozwoju rynku.
B.PRO jest też członkiem innych stowarzyszeń, na przykład Energooszczędne domy gotowe (EDG), gdzie jestem wiceprezesem.
Uważam, że praca takich organizacji długoterminowo wiele daje, ale kto oczekuje, że szybko na tym zarobi, może się zawieść.
Jaka strategia przyczyniła się do sukcesu B.PRO na rynku?
Myślę, że przede wszystkim słuchanie dekarzy. Rozmowy o tym, czego im potrzeba. Co powinniśmy poprawić, żeby chcieli używać naszych narzędzi i gwoździ. To chyba tyle.
Czy kreatywność odgrywa dużą rolę w prowadzeniu takiej firmy?
Na pewno tak. Chociaż samą kreatywnością firmy się nie zbuduje. Ale budowanie firmy to dłuższa historia i są ode mnie mądrzejsi. Nie będziemy zanudzać o prowadzeniu firmy.
Jak przebiega proces od pomysłu do sprzedaży narzędzi?
Tu będę powtarzał jak mantra. Najczęściej zaczyna się od budowy. Dekarz mówi: fajnie, jakby to narzędzie miało taką regulację albo kiedy będziecie mieli mocniejszą wkrętarkę? Słyszymy takie uwagi czy przemyślenia w kilku miejscach i wtedy się zaczyna – rozmawiamy (cały zespół handlowy ma spotkania co tydzień) i albo modyfikuje się obecne narzędzia czy złącza, albo projektuje nowe.
Oczywiście po produkcji prototypów testujemy je, wypuszczamy do zaufanych wykonawców. Wielu pewnie czyta ten wywiad, bo testujemy bardzo dużo nowości i udoskonaleń. Nie ma okresu, kiedy byśmy nie testowali nowego produktu. Nie jest to proste, ponieważ dla nas to jest bardzo ważne, a często wykonawca nie ma na to czasu albo poużywa trochę i mówi, że jest w porządku. A dla nas jest ważny każdy niuans i najważniejszy test „w terenie”, nie w naszym laboratorium, tylko na dachu.
Tam, gdzie są wióry, pył, deszcz, wiatr, czasem mróz, transport w busie, wilgoć czy ciepło w nocy, a słońce w dzień (tak jak szczególnie wiosną czy jesienią). Problemy wychodzą tylko tam. Chyba to jest kluczem do tego, że wykonawcy lubią nasze narzędzia czy „amunicję”.
Coraz więcej narzędzi jest wyposażonych w akumulatory. Jaka jest przyszłość narzędzi dla dekarzy, blacharzy i cieśli?
Na pewno narzędzia bezprzewodowe. W naszej ofercie mamy obecnie gazowe i akumulatorowe.
Gdyby mógł Pan zmienić pracę na jeden dzień, jaką profesję Pan by wybrał?
Zostałbym kapitanem jachtu żaglowego. Jestem żeglarzem, ale tylko dla przyjemności. Gdybym miał zmienić zawód, to na taki, o którym wiem najwięcej. Więc tu nie byłoby „plamy”, za to duża szansa, że przynajmniej przez jeden dzień nie wpakuję się na mieliznę.
Czy chciałby Pan przekazać coś naszym Czytelnikom?
Dziękuję Wam za szkolenia, za rozmowy na dachu, za niekończące się wspólne testy nowości, za ciekawe pomysły. Z tego wszystkiego wynika to, jakie mamy produkty. A z produktów bierze się uznanie, które w tym roku potwierdził między innymi plebiscyt „Laur Klienta” organizowany we
współpracy z „Gazetą Wyborczą”, „Rzeczpospolitą”, „Dziennikiem Gazetą Prawną” i serwisem dziennik.pl, wspólnie z „Teraz Polska” uznawany za największe w Polsce wyróżnienie dla marek, w którym B.PRO w 2020 roku otrzymało tytuł „Odkrycie Roku”, zajmując miejsce w pierwszej piątce najbardziej rozpoznawanych w Polsce marek narzędziowych wraz z Bosch, Makita, Hikoki i Milwaukee.
Jest to jedyna polska marka na całej liście wyróżnionych. Za to i za ponad 5000 fanów na Facebooku, za wszystko bardzo Wam dziękuję!
A ja dziękuję za rozmowę.