
Piotr Soboń – o podróżach z przyjaciółmi
Pan Piotr z Oddziału Lubelskiego PSD jest znany z zamiłowania do budownictwa naturalnego wykorzystującego głównie materiały nisko przetworzone, takie jak drewno, słoma i glina. Nie mniej pasjonujące są jednak jego podróże z przyjaciółmi.
Rozmawiała IWONA SZCZEPANIAK

Czym są dla Pana podróże?
Podróże są dla mnie odskocznią od rzeczywistości, gdzie mogę zapomnieć o codziennych problemach. Możliwością sprawdzenia, w jaki sposób funkcjonują ludzie za granicą. Jest to także okazja do zobaczenia innego krajobrazu i w końcu – do odpoczynku i zabawy ze znajomymi.
Kiedy odbyła się pierwsza z wypraw?
Za pierwszą można uznać tę w 2011 roku, gdy za czasów studenckich wyruszyłem wraz ze znajomymi starym busem zwiedzać Europę Zachodnią. Wcześniej wyjeżdżałem do innych krajów, ale były to wyjazdy przede wszystkim w celach zarobkowych, a nie turystycznych. Więc można powiedzieć, że od 8 lat regularnie co roku odbywam podróże różnego typu.
Skąd inspiracja akurat na taki sposób podróżowania?

Za czasów studenckich zastanawialiśmy się, w jaki sposób możemy tanio podróżować. Rozważaliśmy tanie linie lotnicze, pociągi, autostop. Później wpadliśmy na pomysł, że jeśli kupimy dziewięcioosobowego busa, to koszty będzie można dzielić na wszystkich uczestników. Plan okazał się na tyle dobry, że zorganizowaliśmy kilka wypraw. Podczas jednego z wyjazdów były nawet dwa busy, więc stanowiliśmy sporą „paczkę”. Sam projekt nazwaliśmy BusiMY.
Kim są Pana kompani w podróżach?
To moi najlepsi znajomi. Długie wyprawy mocno integrują. Podczas takich wyjazdów poznajemy zarówno swoje dobre, jak i słabe strony. Uczymy się współpracy i osiągania kompromisów. Osobiście wśród towarzyszy znalazłem wspólników do biznesu, a z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że niektóre znajomości przerodziły się nawet w małżeństwa.
Czy według Pana jest różnica między turystą a podróżnikiem?
Turysta kojarzy mi się przede wszystkim z wyjazdami wypoczynkowymi, zorganizowanymi przez biuro podróży. Podróżnik to osoba, która jest rządna przygody. Nieoczekiwane zdarzenia są dla niego najlepszą nagrodą. Jego celem jest interakcja z lokalnymi ludźmi oraz mało znanymi miejscami. Dlatego lubię – tak samo jak cała nasza ekipa – podróże, które sami organizujemy. Podczas naszych wypraw znane atrakcje turystyczne zwykle okazywały się mało interesujące, a najciekawszymi okazały się te, które przypadkiem znaleźliśmy sami.
Dlaczego zdecydowaliście się na podróżowanie starym Transitem?
Podczas poszukiwań samochodu decydującym czynnikiem była jego bezawaryjność i cena. Zasięgając opinii w Internecie i wśród znajomych okazało się, że Ford Transit będzie najlepszym wyborem. To faktycznie potwierdziło się podczas wyjazdów.
Mimo przejechanych kilkudziesięciu tysięcy kilometrów nie mieliśmy nigdy awarii, która uniemożliwiałaby nam dalszą jazdę. Nie jest to popularny model do podróżowania, na przykład w porównaniu do kultowego Volkswagena „Ogórka”. Jednak znamy inne ekipy, które wybrały właśnie ten samochód i wiemy, że mieli duże problemy z przemieszczaniem się.

Ile krajów do tej pory zwiedziliście?
Nie liczyłem dokładnie, ale pewnie około 40, z czego niektóre wielokrotnie. Zwłaszcza kraje bałkańskie.
Szukaliśmy różnych sposobów finansowania, braliśmy udział w różnych konkursach, na przykład w teleturnieju telewizyjnym Familiada, gdzie wygraliśmy w finale. Przed pierwszą wyprawą założyliśmy fanpage na Facebooku. Chcieliśmy na bieżąco pokazywać znajomym, gdzie jesteśmy. Lokalne media to podchwyciły. Po każdym wyjeździe montowaliśmy filmy, które cieszyły się w Internecie dużą popularnością. Filmik z naszej pierwszej podróży obejrzało 130 tysięcy osób. O naszym projekcie zrobiło się więc dosyć głośno. Udzielaliśmy wywiadów w telewizji i w innych mediach.
Która z wypraw była najciekawsza?
Zdecydowanie najciekawsza była dwumiesięczna podróż, podczas której objechaliśmy dookoła Morze Bałtyckie (między innymi Skandynawia, Rosja), a później Morze Śródziemne (w tym Gruzja, Turcja). W sumie podczas tego wyjazdu przejechaliśmy 20 000 km. Był to bardzo intensywnie spędzony czas. Każdego dnia dużo się działo. Najpierw była północ – Skandynawia, potem przyjechaliśmy do Polski, zmieniliśmy trochę skład i wyruszyliśmy na południe. Zaczęliśmy od Ukrainy, potem Krym, Rosja, Gruzja, Turcja, Grecja, Macedonia, Bułgaria, Rumunia, Węgry i Słowacja. Jednego dnia byliśmy nad norweskimi fiordami, później za kołem podbiegunowym u św. Mikołaja, za „chwilę” w Sankt Petersburgu następnie w Gruzji, czy gorącej Turcji. Pamiętam, że później ciężko było wrócić do rzeczywistości. Po powrocie spotykaliśmy się codziennie przez 2 miesiące.
Zawsze zgodnie decydujecie o kierunku podróży?
Tak naprawdę kierunek wyjazdu to drugorzędna sprawa. Ważne, żeby sam wyjazd doszedł do skutku, o co ze względów zawodowych jest coraz trudniej.
Wszystkie wyjazdy wspominam bardzo miło niezależnie od kierunku. Chociaż oczywiście są miejsca, które wspominam lepiej niż inne, na przykład Norwegię, Gruzję czy Gran Canarię.
Czy wszystkie podróże udało się Wam zrealizować?
Po tym „najlepszym” wyjeździe, o którym wcześniej wspominałem mieliśmy plany, aby wyjechać do Ameryki Południowej. Nie udało się. Myślę, że wtedy było to dla nas zbyt duże wyzwanie. Jednak mimo wszystko później jeszcze wielokrotnie wyjeżdżaliśmy wspólnie.
Zdarzają się rozłamy podczas podróży, czy dobrze się dogadujecie?
Raczej nie ma większych sporów. Zwłaszcza wśród osób, które są na wyjeździe po raz kolejny. Czasami, gdy braliśmy kogoś nowego, taka osoba potrzebowała trochę czasu, aby poznać zasady i sposób, w jaki podróżujemy. Mamy dosyć specyficzne poczucie humoru. Najważniejsza jest dobra zabawa i to, aby wszyscy czuli się dobrze.
Projekt BusiMy zakończyliście, ale pewnie pojawił się już nowy. Z czym się on wiąże?

Tak, podróże busem już zakończyliśmy. Po sprzedaży Transita każdy kontynuował swoje „wojaże” na różne sposoby (rowerem, samolotem). Później cztery osoby z ekipy kupiły motocykle. Pojechaliśmy na Mazury. To znowu okazał się to świetny sposób na „wyrwanie” z domu. Ten p rojekt nazwaliśmy MotocyklujeMy. Zachęciliśmy kolejnych znajomych i obecnie w ekipie jest około 10 motocyklistów. To bardziej wymagające hobby i dość kosztowne. Każdy musi mieć własny sprzęt, strój, intrekom dzięki któremu komunikujemy się podczas jazdy. Ważne są również umiejętności. Jeśli ktoś nie miał wcześniej do czynienia z jednośladem, zalecamy aby wybrał się na specjalne jazdy doszkalające.
Ile kilometrów do tej pory zrobiliście?
Na motocyklach nie jeździmy aż tak dużo jak Transitem. Każdy z nas ma bardzo ograniczony czas, więc wybieramy jakiś cel, do którego chcemy dostać się jak najszybciej i tam zwiedzamy najbardziej efektowne miejsca. Tak było w tamtym roku, gdy załadowaliśmy motocykle na busa, którym część ekipy dojechała do Chorwacji, a reszta doleciała samolotem. Wybraliśmy najpiękniejsze trasy, między innymi: Czarnogóry, Albanii. Długa jazda jest bardziej męcząca, a bezpieczeństwo jest dla nas bardzo ważne, dlatego nie chcemy ryzykować.
Jeśli chodzi o plany na ten rok, to chcemy wybrać się motocyklami do Rumunii na słynną trasę Transfogaraską. Byliśmy tam w 2011 roku busem i z chęcią ponownie odwiedzimy to miejsce.
Co Wam zostało po wspólnych wyprawach oprócz miłych wspomnień?
Po każdej podróży wracamy do zwykłego szarego życia, niczym nie wyróżniamy się wśród innych. Ale tego, co przeżyliśmy i zobaczyliśmy, nikt nam nie zabierze. Takie wspomnienia są warte każdych pieniędzy, chociaż my ich akurat dużo nie wydaliśmy. Mamy za to inne podejścia do życia, szersze spojrzenie. Nauczyliśmy się też współpracy z ludźmi, co procentuje w tworzeniu relacji w pracy czy w rodzinie.