Paweł Galor
- O motocyklach sportowych w rozmowie z Iwoną Szczepaniak opowiada laureat II miejsca „Mistrz Dekarstwa 2020„
Dachy to jego codzienność, ale kiedy schodzi na dół nie wyobraża sobie życia bez szybkiej jazdy motocyklem. Wbrew powszechnej opinii jest motocyklistą wzorowym – jadąc wyłącza złe emocje, ale nigdy nie wyłącza myślenia.
Zacznijmy od ustalenia podstawowej kwestii: skąd w Pana życiu wzięły się motocykle? Dlaczego spośród wielu możliwości wybrał Pan akurat tę pasję? Jak to się zaczęło?
Motocykle zawsze mnie fascynowały. Już jako mały chłopiec marzyłem o nich. Całe wakacje spędzałem u sąsiada starszego ode mnie o 6 lat, który miał jedne z najpopularniejszych wówczas motocykli – WSK i SHL.
Pomagałem mu przy wiecznych naprawach, po których testowaliśmy każdy pojazd jadąc nad staw, gdzie w tamtych czasach spotykała się młodzież z naszej okolicy. W każdą niedzielę po kościele prowadziłem tatę do sklepu, żeby mi kupił gazetę „Świat motocykli”.
Więc już w dzieciństwie ciągnęło mnie do motocykli. Potem była długa przerwa. Zacząłem pracę na dachach i pasja zeszła na drugi plan. Ważniejsze stały się dom, rodzina i inwestowanie w firmę.
Gdzie nauczył się Pan jazdy na motocyklu? Wystarczył kurs na prawo jazdy?
Egzamin na prawo jazdy kategorii A zdałem w 2010 roku. Wtedy dopiero kupiłem pierwszy motocykl, którym była HONDA VFR 800. To motocykl turystyczny o zacięciu sportowym.
Kupiłem go z myślą o wspólnych podróżach z żoną. Szybko jednak okazało się, że nie podziela mojej pasji i jej przygoda z motocyklem zakończyła się wtedy, gdy stanęła obok motocykla i oparzyła nogę o rozgrzaną rurę wydechową.
Podczas podróży motocyklowych spotyka się różnych ludzi, z którymi nawiązuje się z czasem bardzo ciekawe znajomości. Tak było też i w moim przypadku. Trafiłem na grupę motocyklistów, którzy nauczyli mnie prawdziwej jazdy – poznałem własne ograniczenia i możliwości motocykla.
Kiedy uznałem, że moje umiejętności są na tyle dobre, aby przesiąść się na model sportowy, w garażu pojawiło się Kawasaki ZX 10R. Dopiero wtedy przekonałem się, jak wiele wrażeń i adrenaliny potrafi dać jazda.
Czy i w jaki sposób dba Pan o zwiększenie bezpieczeństwa, ochraniacze, kombinezon, kask itp.
To jest hobby ekstremalne. Znam ryzyko i liczę się z nim. Wielu motocyklistów nie przywiązuje wagi do bezpieczeństwa. Moja grupa nauczyła mnie, że odpowiedni strój na motocykl to podstawa, na której lepiej nie oszczędzać.
To poważna sprawa, ponieważ stawką jest zdrowie, a często nawet życie. Śmieszą mnie „motocykliści” w klapkach, krótkich spodenkach i okularach zamiast kasku.
Co rodzina na taką pasję? To dość niebezpieczne.
Podejmując decyzję o zakupie motocykla wiedziałem, że jazda jest niebezpieczna, ale praca na wysokości podczas wykonywania dachów jest równie niebezpieczna. Mimo tego żona zawsze była na nie i tak zostało do dziś.
Jednak pogodziła się z tym, że jazda sprawia mi mnóstwo satysfakcji i mam czas na przemyślenia, kiedy mknę przed siebie na motocyklu. Wie, że jak wracam do domu po „lataniu na winklach”, jestem zmęczony, ale szczęśliwy.
Czy zdarzyły się jakieś ekstremalnie niebezpieczne sytuacje?
Każdy, kto jeździ tak bardzo dużo jak ja, wie że zawsze trafi się niezbyt przyjemna sytuacja. Skręcające w lewo samochody i zajeżdżające drogę złośliwie, bez włączenia kierunkowskazu i zerknięcia w lusterko, to niestety standard.
Jeszcze zbyt mało kierowców jest świadomych tego, że motocykliści mają dużo mniejsze szanse wyjścia cało z wypadków drogowych niż osoba prowadząca samochód.
Według statystyk większość takich sytuacji spowodowanych jest przez kierowców samochodów, ale nie należy zapominać, że nadmierna prędkość motocyklisty zwiększa ryzyko wypadku.
My motocykliści musimy wziąć pod uwagę, że ktoś jadący autem nie jest złośliwy, tylko zwyczajnie nas nie widział. Trzeba dać się zauważyć.
Mówi się wśród nas, że nie ma motocyklisty bez wypadku. Mnie także zdarzyło się leżeć na ziemi.
Wtedy człowiek uświadamia sobie jak bardzo ważny jest dobrze dobrany strój – kombinezon, kask, ochraniacze.
Motocykliści znani są raczej z określeń „dawca organów” czy „pirat drogowy”. To jedna z najbardziej kontrowersyjnych grup społecznych. Nikt nie zauważa, że to ludzie żyjący z pasją i dla pasji.
Dlatego wiele osób, pominie ten wywiad z góry zakładając, że jestem kolejnym dawcą. Chciałbym jednak przypomnieć, że jest to pasja taka sama jak każda inna.
Jedni wędkują, drudzy biorą udział w ekstremalnych wyprawach w góry, a my jeździmy motocyklami. Nie można zapominać, że są wśród nas przedstawiciele wszystkich zawodów, również lekarze, strażacy, prawnicy i znani z mediów politycy, dziennikarze i aktorzy.
Wszystkich łączy wspólna pasja i miłość do motocykli.
Czy doskonali Pan jazdę na obiektach zamkniętych typu tor?
Motocykl traktuję w różny sposób. Często jest normalnym środkiem lokomocji, ale w miarę możliwości i wolnego czasu staram się jeździć na tor wyścigowy.
Tam szkolę swoje umiejętności i wyżywam się w bezpiecznym miejscu. Nie można wszystkich motocyklistów mierzyć jedną miarą. I wśród nas zdarzają się czarne owce, czyli tacy, którzy jeżdżą ulicą na jednym kole z dużą prędkością.
Nie należę do nich. Jeżdżę motocyklem sportowym, stworzonym do szybkiej jazdy, którą uwielbiam. Uważam jednak, że tor jest właściwym miejscem do takiej jazdy.
Tam wrażenia są jeszcze mocniejsze niż podczas jazdy drogą. Zawsze jedziesz na krawędzi swoich umiejętności i bez względu na prędkość, wrażenia zawsze są niezapomniane.
Czy ma Pan za sobą dalsze wyprawy? Które są ulubione?
Bardzo dobrze wspominam wszystkie wycieczki do Czech, gdzie drogi są w dużo lepszym stanie niż w Polsce, a niekończące się serpentyny sprawiają, że jazda staje się niezwykłą przyjemnością.
Największą radość w jeździe motocyklem sportowym daje pokonywanie zakrętów, a nie jazda po prostej. Dlatego hasło ,,JEDZIEMY W GÓRY’’ rzucone podczas postoju na kawę na stacji paliw zawsze kończy się jednogłośnym ,,TAK’’.
Wkrótce jemy oscypka z uśmiechem na twarzy w Wiśle, obiecując żonom zaniepokojonym naszą nieobecnością, że za chwilę będziemy na obiedzie.
Ciekawych przygód miałem wiele.
Jedną z nich wspominam szczególnie. Podczas wyprawy w długi majowy weekend, kiedy wszystkie sklepy i warsztaty były pozamykane, ponad 300 km od domu padło ładowanie w moim motocyklu.
Potrzeba jest matką wynalazku, więc udało nam się zdobyć akumulator od malucha. Za pomocą taśmy przymocowaliśmy go do tylnego siedzenia i wieczorem, bez świateł, na resztce prądu, w asyście motocykli kolegów wróciłem do domu.
Innym razem, jednemu z kumpli zapchała się pompka paliwowa. Pozbieraliśmy puste butelki leżące w rowie, spuściliśmy paliwo i po naprawie z powrotem napełniliśmy nim z bak.
Pasja łączy ludzi. Ma Pan wielu takich kolegów?
Moja grupa nigdy nie zostawi nikogo w potrzebie. Zawsze trzymamy się razem. Mimo tego, że każdy z nas zajmuje się zupełnie czymś innym, łączy nas wspólna pasja.
Czasami nawet zamiast jeździć, spotykamy się i opowiadamy sobie różne historie, śmiejąc się przy tym i przyjemnie spędzając razem czas.
Wywiad przeprowadzono w marcu 2018 roku.
PAWEŁ GALOR
Firma: GAL-DACH Paweł Galor
Adres: ul. Szkolna 37, 98-355 Szczyty
Tel .: 669 373 533
Email: biuro@gal-dach.pl