Opóźnienia w pracach dekarskich – raport pogodowy
Powszechnie wiadomo, że niesprzyjające warunki atmosferyczne utrudniają prace dekarskie. Najmniej dotkliwym skutkiem tego jest utrata kilku inwestycji w roku, ale zdarza się i czarny scenariusz – spory mające swój finał w sądzie. Jak oszczędzić sobie nerwów i niepotrzebnych kosztów?
Tekst Iwona Szczepaniak
Deszczowe dni utrudniają – a czasem wręcz uniemożliwiają – prowadzenie prac na dachach. Z tego wynikają opóźnienia na budowach, przesuwanie się terminów rozpoczęcia kolejnej inwestycji i związane z tym roszczenia inwestorów, którzy pozostają obojętni na argumenty dekarzy. I choć w każdej umowie znajduje się zapis, że kary umowne wynikające z ewentualnych opóźnień nie obowiązują, jeśli są spowodowane warunkami atmosferycznymi, to ostatecznie następuje efekt domina. Niedotrzymanie terminu pierwszej inwestycji powoduje, że kolejne są rozpoczynane z coraz większym opóźnieniem. Dlatego postanowiliśmy opracować raport na podstawie danych otrzymanych z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Informacje, które otrzymaliśmy tylko potwierdziły obserwacje dekarzy.
W tym roku firmy dekarskie znalazły się w wyjątkowo trudnej sytuacji. Jest to efektem nałożenia się kilku spraw – nadmiaru zleceń, niesprzyjającej pogody i braku rąk do pracy. O ile trudno jest zrezygnować ze zleceń i niełatwo znaleźć pracowników, o tyle warto przynajmniej spróbować dostosować się do pogody. Zwłaszcza, że z roku na rok dni deszczowych jest coraz więcej.
Wpływ pogody na prace dekarskie w 2016/2017 roku
Wielu inwestorów uważa, że podczas złej pogody dekarz przemoknie lub zmarznie i to decyduje o opóźnieniach. Tymczasem najważniejsze jest bezpieczeństwo pracującej ekipy, za które odpowiedzialność ponosi również inwestor.
Nie jest tajemnicą, że największy wpływ na prace dekarskie ma temperatura. To ona wyznacza rozpoczęcie i zakończenie sezonu dekarskiego. W ubiegłym roku można było budować dachy już w styczniu w Legnicy, Wrocławiu, Krakowie (13,7°C) i w lutym w Nowym Sączu, Tarnowie i Raciborzu). Najniższe temperatury panowały w styczniu w Białymstoku, Suwałkach, Jeleniej Górze (-21,6°C), a w lutym w Zakopanym i Suwałkach (-11°C).
W sezonie utrudnieniem jest bardzo wysoka temperatury – na dachu może być nawet do 70°C! W bardzo upalne dni prace dekarskie można wykonywać tylko rano i popołudniu, kiedy słońce operuje nieco słabiej. Tak było w minionym roku w czerwcu w Tarnowie i Kole (35,5°C), w lipcu w Kaliszu i Legnicy (34,9°C) , a w sierpniu w Słubicach i Świnoujściu (33,4°C).
Tak samo duży wpływ na prace dekarskie miały opady. Najobfitsze były one w czerwca (160 mm w Lesznie, 139 mm w Lęborku i 102 mm w Kołobrzegu), w lipcu (325 mm w Zakopanym, 237 mm w Lęborku i 215 mm w Krakowie) i w sierpniu (182 mm w Zakopanym, 150 mm w Kołobrzegu i 130 mm w Ustce), czyli w okresie, w którym jest najwięcej zleceń.
Prace dekarskie może utrudniać także wiatr. W ubiegłym roku nie było jednak dużych odstępstw, poza lokalnymi huraganami.
Co zrobić, aby pogoda nie zaskoczyła ekipy dekarskiej?
Na pogodę nie mamy wpływu, ale warto uwzględnić opóźnienia nią spowodowane. Zanim inwestorzy zaczną zarzucać ekipie lenistwo i niechęć do pracy, powinni być świadomi tego, jak duży wpływ mają panujące warunki atmosferyczne na prace na dachu. Wiadomo, że jedną ulewę można przeczekać, ale kiedy pada cały dzień, lepiej nie wchodzić na dach. Jeśli więc wiadomo, że bieżąca inwestycja się opóźni, to warto o przesunięciach terminów poinformować czekających w kolejce inwestorów. To tylko kilka lub kilkanaście telefonów, które sprawią, że nie będą się czuli oni oszukani. Owszem, istnieje ryzyko, że zrezygnują oni z usług dekarzy, na których muszą czekać i poszukają innej firmy. Mimo wszystko jest to lepsze niż kłótnie o kary finansowe z finałem w sądzie.
Warto również brać przykład z krajów, gdzie pada niemal codziennie. Dekarze w Wielkiej Brytanii zanim zabiorą się za prace, najpierw zabezpieczają dom przed deszczem rozstawiając zastępczy dach. W Polsce też są ekipy, które działają w taki sposób. Jeśli nie mają własnej konstrukcji, to ją wypożyczają (około 0,30 zł/m2 za dobę). Najczęściej jednak dotyczy to dużych inwestycji, ponieważ rozstawienie rusztowania z prowizorycznym przekryciem jest czasochłonne. Nawet wtedy, gdy jest ono wynajmowane i przygotowaniem budowy zajmują się pracownicy z wypożyczalni. Wykonanie dachu domu jednorodzinnego zajmuje około tygodnia, a ustawienie zastępczego dachu pół dnia. Z jednej strony wydaje się to stratą czasu, z drugiej jednak zapobiega opóźnieniom i utracie zleceń. Zawsze je można wpisać w harmonogram. Taka konstrukcja jest niestety kosztowna i nie ochroni przed huraganem. Warto mieć na wyposażeniu specjalne płachty brezentowe, którymi zabezpiecza się szkielet dachu przed ułożeniem pokrycia. Mają one niebieski kolor, a na ich brzegach znajdują się okute otwory (zwane oczkami plandekowymi lub remizkami), przez które brezent mocuje się do murłat. Powierzchnia remontowanego dachu nie ma większego znaczenia, ponieważ pojedyncze płachty brezentu (10 ×15 m) można łączyć. Na połaci dachowej dodatkowo mocuje się je do drewnianych łat. Takie płachty są oczywiście dostępne na rynku – można je zamówić na przykład w firmach produkujących plandeki samochodowe. Zabezpieczenie nimi dachu na czas przerwy w pracach nie jest skomplikowane. Z tego powodu często też przydają się w nagłych sytuacjach, na przykład niespodziewanej ulewy. Po jej zakończeniu zdejmuje się płachty i kontynuuje prace.