Stefan Wiluś – o koniach
Pan Stefan Wiluś znany jest ze swego profesjonalizmu i ogromnego zaangażowania. Wydawałoby się, że przy tylu zajęciach i napiętym kalendarzu spotkań nie znajduje już czasu na nic. Okazuje się jednak, że ma jeszcze jedną pasję – wspólnie z żoną prowadzi stajnię.
Rozmawiała IWONA SZCZEPANIAK
Spotkaliśmy się jednego z ostatnich ciepłych dni października w Koronowie, gdzie Pan Stefan i jego żona Jolanta prowadzą otwarty na przyjaciół dom pełen rodzinnego ciepła. To tu stworzyli Stajnię Przyrzecze – wyjątkowe miejsce, o którym opowiadali emocjonalnie i niezwykle interesująco.
W 1993 roku kupił Pan pierwsze dwie klacze – Bafurię i Cembrowinę.
Stało się tak dzięki młodzieńczemu zapałowi do jazdy konnej córki Magdy i syna Tomka. Chcieliśmy, aby młodzież miała wypełniony czas wolny. Z upływem lat Tomek zupełnie przestał interesować się końmi, a Magda wyszła za mąż i zmieniły się w jej życiu priorytety, choć dalej jest blisko koni. W efekcie okazało się, że kupiliśmy browar, zamiast piwa. I tak już zostało. Na świat przyszły pierwsze dwa źrebaki – ogierek Bakszysz i klaczka Cyranka. Nie mieliśmy wtedy jeszcze własnej stajni, więc wszystko działo się z dala od nas. Emocje, które temu towarzyszyły pamiętam do dziś, chociaż przy pojawieniu się każdego kolejnego źrebięcia są one równie ogromne. Klacz zostawiliśmy do odchowu, ogiera sprzedaliśmy. Jako pięciolatek zakwalifikował się do finału Mistrzostw Polski Młodych Koni, jednej z najważniejszych prób hodowlano‐selekcyjnych w Polsce, gdzie uplasował się na piątej pozycji.
Jest wiele ras koni. Chyba nie ma nikogo, kto nie słyszałby o koniach czystej krwi arabskiej (arabach) ze względu na medialność aukcji, odbywających się między innymi w Stadninie Państwowej w Janowie Podlaskim. Jakie Państwo macie konie u siebie?
Przede wszystkim trzeba odróżnić rasę od linii hodowlanej. Rasy są bardzo umownym określeniem, wynikającym najczęściej z miejsca pochodzenia zwierząt i powstałymi na tym terenie związkami hodowców. Mamy więc na przykład konie małopolskie, hanowerskie, oldenburskie, trakeny czy wielkopolskie. W ramach poszczególnych ras wyróżnia się kierunki użytkowania koni nazywane liniami hodowlanymi. Odbiegają one od siebie zasadniczo pod względem typu i eksterieru. Hoduje się więc konie do takich dyscyplin sportowych jak skoki przez przeszkody, ujeżdżenie, powożenie czy WKKW (wszechstronny konkurs konia wierzchowego). W każdej rasie prowadzone są księgi hodowlane. Wszystkie konie podlegają identyfikacji co oznacza, że mają paszporty zawierające między innymi dane hodowcy, rodowód (cztery pokolenia), szczegółowy opis. Ponadto mają wszczepione czipy. My hodujemy konie w rasie Polski Koń Szlachetny Półkrwi. Od dwóch lat zmieniliśmy kierunek hodowlany z koni skokowych na ujeżdżeniowe, ponieważ córka mojej żony – Karolina – od kilku lat uprawia tę dyscyplinę. W tym sezonie nasze trzy klacze inseminowaliśmy nasieniem ogierów z czołowej europejskiej duńskiej stacji Helgstranddressage. Generalnie konie hodujemy po to, aby je sprzedać. Aktualnie w stajni mamy sześć własnych i cztery konie obce w pensjonacie. Dla siebie pozostawiamy najlepsze klacze do dalszej hodowli i wałachy „chodzące” w sporcie. Do tej pory wyhodowałem dwadzieścia osiem koni, z czego jeden wyjechał aż na Tajwan.
W Polsce jest wiele związków zrzeszających hodowców koni. Należycie Państwo do jednego z nich? Z czym się to wiąże?
Jestem członkiem Kujawsko-Pomorskiego Związku Hodowców Koni, który jest sfederowany w Polskim Związku Hodowców Koni. Już czwartą kadencję pełnię funkcję prezesa Terenowego Koła Hodowców Koni w Bydgoszczy, zrzeszającego ponad 360 członków. Jestem również członkiem zarządu Kujawsko-Pomorskiego Związku Hodowców Koni w Bydgoszczy. W ramach działalności związkowej organizujemy między innymi wystawy hodowlane będące areną dla porównania wartości hodowlanej koni na różnych etapach ich rozwoju oraz sprawdzianem przydatności do poszczególnych dyscyplin sportowych. Wystawy służą też temu, aby zweryfikować kierunek hodowli oraz sprawdzeniu, czy kojarzymy osobniki zgodnie z aktualnymi trendami i zapotrzebowaniem rynku.
Jakie macie Państwo osiągnięcia w hodowli lub sporcie?
Jeśli chodzi o nasze osiągnięcia hodowlane, to jedna z naszych klaczy Cheers w 2006 roku została czempionką Kujawsko-Pomorskiej Wystawy Koni Ras Szlachetnych. Wystawy są bardzo przyjemne, zwłaszcza kiedy się wygrywa albo chociaż zajmuje czołowe lokaty, ale podstawową rzeczą jest możliwa weryfika cja rzeczywistej wartości użytkowej konia na tle licznej stawki. Oceny dokonuje komisja złożona z wysokiej klasy niezależnych krajowych i zagranicznych specjalistów. Nas też najbardziej cieszy, jeżeli koń później okazuje się cenny użytkowo. Dwa z naszych ogierów By The Way i Bel Ami zostały uznane jako ogiery rozpłodowe. W Polsce zdobywały one czołowe miejsca w wysokich konkursach w skokach przez przeszkody. Jak już wcześniej wspomniałem pierwszy nasz wałach Bakszysz zajął piąte miejsce w Mistrzostwach Polski Młodych Koni skokach w grupie pięciolatków.
Od ośmiu lat Karolina trenuje ujeżdżenie (dresaż, dressage). W ubiegłym roku na koniu By Me zdobyła w kategorii seniorów wicemistrzostwo naszego regionu. W tym roku była w finale. Na Zawodach Ogólnopolskich w Sopocie też była w czubie. Po rocznej przerwie spowodowanej kontuzją do sportu wraca jej drugi koń Brand.
Przyjęło się, że zawodnik musi być przypisany do klubu, żeby brać udział w zawodach. Niedawno założyliśmy więc trzyosobowe stowarzyszenie i klub jeździecki . Będziemy pracować na własną markę. To inicjatywa mojej żony. Nie prowadzimy nauki jazdy konnej. Niedawno rozbudowaliśmy stajnię o dodatkowe boksy. Swoje konie sprowadzili do nich zaprzyjaźnieni jeźdźcy ujeżdżeniowi. Dzięki temu powoli powstaje mini środowisko, które będzie razem trenować i wzajemnie się wspierać.
Czym się cechuje dresaż?
Słyszeliśmy takie opinie, że dresaż jest sztuką cyrkową, męczeniem zwierzęcia. Jest to absolutne nieporozumienie, ponieważ wszystkie chody, które prezentowane są na czworoboku, czyli arenie konkursowej, są naturalnymi ruchami konia. Rzecz w tym, żeby te chody wpisać w pewne ramy. Podczas konkursów mają być one kontrolowane i precyzyjne. Ocenie podlega również harmonijna współpraca pary jeździec i koń. Zależnie od wieku i stopnia wyszkolenia konia konkursy mają różny stopień trudności.
Każdego konia trzeba odpowiednio przygotować do zawodów. Jak wygląda taki proces?
Praca z koniem zaczyna się tuż po jego przyjściu na świat. Źrebię już w pierwszym dniu po urodzeniu przyzwyczajane jest do kontaktu z człowiekiem, oswajane z bodźcami zewnętrznymi, dotykiem wrażliwych części ciała takich jak uszy, nozdrza, pysk, nogi, aby w przyszłości uniknąć niekontrolowanych i niebezpiecznych reakcji zwierzęcia w trakcie codziennej obsługi oraz przy zabiegach weterynaryjnych. Proces ten nazywa się „odczulaniem”.
Mniej więcej w wieku dwóch lat zaczyna się praca z ziemi na lonży. Konie zależnie od rasy dojrzewają w różnym wieku ale praca „pod siodłem” zaczyna się najwcześniej po 3 latach choć tę granicę już powoli zaczyna się przesuwać do 4 lat. Podyktowane jest to głównie fazą ukształtowania układu kostno-mięśniowego. Konie zimnokrwiste, araby i folbluty ze względu na wcześniejsze dojrzewanie poddawane są próbom użytkowym już w wieku dwóch lat.
W naszej stajni zazwyczaj sami zajeżdżamy swoje konie. W razie trudności oddajemy je do wstępnego zajeżdżenia zaprzyjaźnionym fachowcom. Mamy trenera, który zajmuje się układaniem koni, które stwarzają problemy w zajeżdżeniu. Są takie zwierzęta, które współpracują od samego początku. To jest też wynik wstępnej pracy. Mieliśmy taką klacz – inteligentna, efektowna, wydawało się, że nie będzie żadnego problemu przy pierwszych próbach dosiadania, natomiast już podczas zakładania siodła buntowała się. Przy wsiadaniu stawała dęba. Oddaliśmy ją trenerowi, któremu w dość krótkim czasie udało się ją ułożyć i do dziś z powodzeniem startuje w zawodach sko
kowych. Najważniejszą zasadą jest, aby nie zrazić zwierzęcia do pożądanej czynności. Nic na siłę. Stopniowanie skali trudności pracy, cierpliwość, spokój i ugruntowanie pożądanych reakcji to niezbędne elementy współpracy jeźdźca i konia.
Na stronie internetowej stajni znalazłam informację, że trzy z Państwa klaczy są teraz zaźrebione. Czy to oznacza, że powiększacie Państwo hodowlę?
Tak to prawda. Jest to wynik nawiązania ubiegłorocznego kontaktu podczas wizyty w prestiżowej duńskiej stajni ujeżdżeniowej prowadzonej przez czołowego światowego dresażystę Andreasa Helgstranda. Tam też zapadła decyzja o doborze ogierów dla naszych klaczy. Z ogromnymi nadziejami oczekujemy narodzin przyszłych czempionów. Nastąpi to w kwietniu 2019 roku.
Czy śledzicie Państwo losy swoich koni?
Aktualnie dość łatwo można uzyskać informację o karierze sportowej czy hodowlanej konkretnego konia, gdyż jak już wcześniej mówiłem kilkanaście lat temu wprowadzono powszechną identyfikację tych zwierząt. Cyfryzacja opanowuje również końską sferę. Wszystkie wyniki sportowe i hodowlane dostępne są na poszczególnych portalach i na Facebooku. Często utrzymujemy też bezpośredni kontakt z aktualnymi właścicielami wyhodowanych przez nas koni. Naszą podstawową troską jest, aby zwierzę trafiło w dobre ręce, żeby nowi właściciele dbali o nie i właściwie użytkowali. Ostatnio sprzedaliśmy w okolice Lublina dwuletniego ogierka Farysa syna ogiera MJT Nevados S (mistrza świata w kategorii ośmioletnich koni skokowych, wyhodowanego przez naszego przyjaciela śp. Stanisława Szurika i naszej klaczy Fonica S). Niejednokrotnie pożegnalne rżenie konia ściskało nas za gardło.
Prowadzenie stajni to zapewne bardzo czasochłonne zajęcie. Co więc sprawia, że jest dla Państwa nadal pasją?
Owszem jest to prawda, ale są też i przyjemne chwile – wspólne spędzanie czasu podczas imprez organizowanych przez środowisko „koniarzy”. Jesienią odbywają się tradycyjne „Biegi św. Huberta” (czyli pogoń konno za lisem przez pola, przez lasy, przez terenowe przeszkody), zakończone myśliwską ucztą.
W ostatnich latach największe emocje związane są z uczestnictwem w zawodach i widok naszej dresażowej pary na podium. To daje mocny impuls do dalszej pracy hodowlanej.
Innym tematem wzbudzającym nasze silne emocje są etapy związane ze śledzeniem pojawiającego się nowego życia od momentu zaźrebienia do narodzin. Jesteśmy przy każdym badaniu, oglądamy każde zdjęcie usg rozwijającego się płodu, cieszy nas zdrowie klaczy i niecierpliwie oczekujemy pojawienia się nowego członka stada.
Niestety, są też i przykre chwile. We wrześniu tego roku w wieku 26 lat odeszła na wiecznie zielone łąki nasza najbardziej zasłużona w hodowli kasztanka Bafuria.