Krystian Piątek #DumnyDekarz
Dekarstwo to powód do dumy! Poznaj bohaterów nowej edycji akcji #DumnyDekarz i dowiedz się co dla nich znaczy być dekarzem i jak wyglądała ich droga do sukcesu. Na początek historia dekarza z Oddziału Sudeckiego Polskiego Stowarzyszenia Dekarzy.
Kiedy zaczęła się Twoja przygoda z dekarstwem?
Nie planowałem zostać dekarzem. Skończyłem studia na kierunku budownictwo. To był wybór na zasadzie co dla chłopaka będzie dobre na przyszłość. W sugestiach był jeszcze mechanik samochodowy lub branża IT. Ostatecznie zdecydowałem się na kierunek inżynieria środowiska, dzięki któremu mogę stawiać budynki do czterech kondygnacji. Myślałem o tym, co będę robił i w czym będę się rozwijał nie tylko zaraz po studiach, ale przez wiele lat pracy zawodowej. Uznałem, że jest małe prawdopodobieństwo, aby ktoś wymyślił coś bardziej genialnego niż dach. Kolega, który prowadził wtedy już firmę budowlaną, zaproponował mi współpracę. I wyszło tak, że założyłem własną działalność i spróbowałem sił w pracy na dachu. Tak to trwa do dziś. Aktualnie, z uwagi na natłok zajęć, pracuję już mniej na wysokości. Wtedy, kiedy mogę i kiedy jestem na dachu potrzebny, pracuję razem z ekipą. Sprawia mi to przyjemność. W dekarstwie najbardziej cenię to, że codziennie pozwala mierzyć się z nowymi sytuacjami.
Jak rozwijała się Twoja firma?
Firmę zajmującą się pokryciami dachowymi prowadzę od 2008 roku. Mam za sobą projekty w różnych miejscach Polski, jak również poza granicami kraju. Obecnie skupiamy się na realizacjach w obrębie Wrocławia. Firma na początku była jednoosobową działalnością gospodarczą, zatrudniałem jedną osobę, wykonywaliśmy realizacje dla wspólnot mieszkaniowych. Były to drobne naprawy na dachach. Później została zatrudniona następna osoba, ponieważ zleceń zaczęło przybywać. Kolejnym etapem było zatrudnienie jeszcze jednej osoby – więc tworzyliśmy czteroosobową drużynę. Zaczęły się całe dachy, więc wykonywaliśmy realizacje domów jednorodzinnych, po których w międzyczasie realizowaliśmy elementy napraw dachów dla wspólnot mieszkaniowych. Gdy w firmie pojawiła się jeszcze jedna osoba, podzieliliśmy się na dwie brygady, dzięki czemu mogliśmy się skupić już nie tylko na jednym dachu i jakichś drobnostkach, tylko na kilku.
W 2018 roku zmieniłem działalność na spółkę. Stworzyłem drugą firmę, ponieważ zaczęły się zlecenia od inwestorów, takich jak deweloperzy. To były większe realizacje. One z kolei pozwoliły mi na zatrudnienie kolejnych pracowników. Aktualnie nasza ekipa jest dziesięcioosobowa. W tej chwili realizujemy trzy inwestycje jednocześnie i mam nadzieję rozwijać w kolejnych latach nowe brygady. Od 2022 roku jesteśmy w Oddziale Sudeckim Polskiego Stowarzyszenia Dekarzy. Jesteśmy z tego bardzo dumni, ponieważ aby znaleźć się w tym zacnym gronie, trzeba spełnić odpowiednie warunki. Dbamy, aby ludzie w firmie podnosili swoje kwalifikacje zawodowe, sam również rozwijam się i podnoszę swoje umiejętności. Tytuł mistrza dekarstwa mam od kilku lat. W tym roku z oceną celującą zdałem egzaminy mistrzowskie blacharza i cieśli.
W czym się specjalizuje Twoja firma?
Specjalizujemy się w pokryciach blaszanych typu blacha na rąbek, blachy tytan-cynk, aluminiowe, miedziane. Zdarzają się również realizacje na obiektach zabytkowych, gdzie stosujemy karpiówkę, jak również przeróbki na starych kamienicach. Moja firma ma park maszynowy na potrzeby profilowania i cięcia blachy oraz wszystkich innych materiałów niezbędnych do wykonywania dachów.
Ile macie dachów już na swoim koncie?
Nigdy tego nie liczyłem, natomiast mamy realizacje rozstrzelone po całej Europie i to też jest fajne. Nie pamiętam, który był najwyższy, który najniższy. Wiem, że były różnego rodzaju. Mam na koncie wieże w takim odłamie blacharstwa, gdzie rzadko, która firma podejmuje się takich wyzwań. No i są też zwykłe domy jednorodzinne, które tak naprawdę są takie, jak każdy inny.
Jaką realizację wskazałbyś jako wizytówkę Waszej pracy?
Myślę, że jako wizytówkę naszej pracy mógłbym wskazać dachy wyróżnione przez innych. Jednym z nich jest dach na ponad stuletniej kamienicy w Berlinie. W 2020 roku miesięcznik „Dachy” wyróżnił nasze realizacje w dwóch kategoriach: „dachy blaszane” i „dachy zabytkowe”. Pod uwagę brano warunki i wykonanie techniczne, estetykę skomplikowania detali, które były w danym obiekcie. Tak naprawdę chodzi o to, czy dach podoba się innym, a nie tylko nam.
Co jest najtrudniejsze w pracy dekarza?
Największym wyzwaniem jest fakt nieustannej pracy pod presją. Praca na wysokości jest ciężka, wymaga odpowiedzialności, również za współpracowników oraz oczu dookoła głowy. Jako właściciel firmy dekarskiej masz obowiązek dopilnować, żeby wszyscy pracownicy mieli odpowiednią asekurację na dachu, żeby nie wydarzyła się nikomu żadna krzywda. Do tego dochodzą wyzwania związane z zatrudnianiem ludzi, problemy z inwestorami oraz trudy dnia codziennego, jak chociażby deszcz. Wówczas musimy organizować sobie pracę w warsztacie, żeby jednak zrobić coś w danym dniu. Dzień wolny mentalnie nie wchodzi w grę, gdy miałeś zaplanowane, że pójdziesz do pracy, a pada. To żadna przyjemność, żaden urlop czy relaks bez względu na to, czy pracujesz u siebie, czy dla kogoś.
Czy łatwe jest prowadzenie firmy dekarskiej?
Prowadzenie firmy ogólnie nie jest łatwe. Czy to dekarstwo, czy jakaś inna branża, każda firma potrafi zajmować czas dwudziestu czterech godzin na dobę. Nawet na dobranoc myśli krążą wokół biznesu. Starasz się sobie odświeżyć po całym dniu, co jest do zrobienia, co jest jeszcze do omówienia, na czym trzeba się skupić, co trzeba zaplanować, co trzeba załatwić, więc tak naprawdę nieustannie zastanawiasz się nad dalszymi krokami.
Jak wygląda Twój dzień roboczy?
Mój dzień zaczyna się o godzinie piątej rano. Z reguły zaczynam od komputera, odpisuję na maile, które spłynęły dnia poprzedniego po południu, kiedy nie było mnie w biurze i nie mogłem odczytać ich na budowie. Potem ruszam na realizację, następnie zbieram zamówione materiały po hurtowniach i dowożę je do ekipy. W międzyczasie mam spotkania z różnymi inwestorami, z kontrahentami lub przedstawicielami, którzy są zainteresowani współpracą. Przedstawiciele z reguły sugerują wdrożenie innych rozwiązań niż te, z którymi aktualnie pracujemy. Wszystko to kończy się około siedemnastej, osiemnastej i dopiero wtedy mam czas dla rodziny. Myślę, że pracuję około sześćdziesięciu godzin tygodniowo. Staram się mieć umiar i odnajduję równowagę w pracy i po pracy. Sport jest tym bezpiecznikiem, który pozwala mi przewietrzyć głowę.
Jak oceniasz współczesny wizerunek dekarza?
Dekarze są teraz postrzegani dużo lepiej niż miało to miejsce jakiś czas temu. Są to z reguły ludzie dobrze ubrani, dobrze się prezentujący. Już nie ma takiego stereotypu, że musi to być człowiek, który gdzieś tam klei wałkiem czy smaruje pędzlem papę na dachu. Mamy dobry sprzęt. Z reguły jeździmy dobrymi autami firmowymi, więc to jest sytuacja taka, że dużo się zmieniło.
Jak oceniasz konkurencję w branży?
Konkurencja w moim regionie jest dosyć wysoka. Znamy się z tymi firmami, można powiedzieć, że rywalizujemy, ale w ramach zdrowego rozsądku. Również wymieniamy się doświadczeniami, rozmawiamy o pewnych inwestycjach. Myślę, że relacje pomiędzy profesjonalistami zawsze układają się w porządku.
Czy masz negatywne doświadczenia z firmami w branży dekarskiej?
Tak, spotykam się z mało kompetentnymi osobami, które wykonują ten zawód. Są to z reguły popsute prace, które później trafiają do nas i naprawiamy te realizacje. Często jest też tak, że pracownikowi wydaje się, że jeżeli otworzy własną firmę, to zostanie mistrzem świata i dorówna temu, na co człowiek pracował przez piętnaście lat. Dekarstwo to ciężki kawałek chleba, który rok po roku, krok po kroku pcha człowieka do przodu, który daje owoce po kilku latach doświadczenia. Od razu za dużo nie zyskasz, musisz się nauczyć i robić fajne realizacje.
Jak oceniasz współpracę z inwestorami?
Z ludźmi jest jak z dachami, każdy niby podobny, a tak naprawdę różny. Współpraca z klientami właśnie tak wygląda. Różnie. Są klienci indywidualni – bardzo wymagający, znający się na rzeczy i z nimi można fajnie porozmawiać o sprawach technicznych i są ludzie tacy, którzy nie bardzo wiedzą, o co chodzi. Fajnie, gdy polegają na opinii dekarza, pod warunkiem że na etapie realizacji nie zachowują się jakby doktorat w tej dziedzinie zdobyli.
Z kolei współpraca z firmami jest bardziej wymagająca. Trzeba włożyć dużo więcej zaangażowania, aby wygrać przetarg czy uzyskać zlecenie. Często wymaga to kilkunastu spotkań w ramach rywalizacji z innymi firmami i stawiania swojego profesjonalizmu ponad profesjonalizm innych firm. Bywa też tak, że gdy wszystko zostaje ustalone, na umowie brakuje już tylko ostatniego podpisu od jednej osoby z ramienia dewelopera. Czekasz, po czym dostajesz informację, że rezygnują, bo znaleźli tańszą ofertę.
Jak oceniasz kryterium ceny w przetargach?
Uważam, że kryterium ceny nie jest najlepszym rozwiązaniem, ponieważ coś, co jest najtańsze, nie może być dobre. Mówią, że cena czyni cuda, ale to nieprawda. Jeśli jest mniej pieniędzy na realizację, to rzemieślnik ma na nią mniej czasu. Skutek jest taki, że zaniedbania w budżetowaniu są równoznaczne z zaniedbaniami w realizacji.
Czy masz za sobą doświadczenia, które nauczyły Cię pokory?
Sytuacją, która nauczyła mnie pokory i zmieniła trochę moje spojrzenie na pracę i na samą realizację, był jeden z większych dachów we Wrocławiu, na Wyspie Słodowej. Po podpisaniu umowy myślałem, że takie zlecenia będą spadać jak manna z nieba. Okazało się jednak, że musieliśmy wrócić do mniejszych realizacji, przez kolejny rok przechodzić jeszcze przez te mniejsze, aby znowu dogadać fajną, obiecującą inwestycję, która otworzyła nam już drogę do większych realizacji. Z perspektywy czasu oceniam to bardzo pozytywnie. Nie mieliśmy wcześniej jeszcze takiego doświadczenia i pomimo tego, że pierwsza realizacja została fajnie wykonana, kosztowała mnie sporo. Większość inwestorów chciała, żeby wchodzić na realizację wraz z materiałem, co było wówczas dużym wysiłkiem finansowym.
Masz na koncie jakieś ekstremalne historie z dachami w roli głównej?
Zdarza się, że działamy jak pogotowie, gdy sytuacja tego wymaga. Zabezpieczaliśmy już budynki po zerwaniu dachu. Wdzięczność ludzi w takich sytuacjach nie ma granic. To bardzo miłe.
Jak oceniasz jakość dachów w Polsce?
Coraz lepszej jakości prace są wykonywane, na wysokim poziomie. Nie mamy się czego wstydzić pod tym względem w naszym kraju. Dużo jest firm, które partolą tę robotę, natomiast jest zdecydowanie więcej dobrze zrobionych dachów. Wkurza mnie, gdy ktoś partaczy. Przygotowanie profesjonalnej oferty to również nasza praca, staram się, aby nasze były rzeczowe, zawierały wszystkie elementy. Ktoś, kto przychodzi i wykonuje tę pracę po łepkach, najpewniej jest tańszy. Nieraz poprawiliśmy po innych firmach. Nawet ostatnio mieliśmy takie zlecenie wykonania obróbek dwóch kominów, które zrobiliśmy profesjonalnie, co zajęło nam pięć dni. Natomiast poprzednia firma wykonała je w jeden dzień.
Co myślisz o młodych osobach w branży?
Osoba, która przychodzi teraz do firmy dekarskiej i jest fajna, może się naprawdę sporo nauczyć i zarobić przy tym dobre pieniądze, wykształcić się też dodatkowo. No i nie musi siedzieć przy biurku. Młodych ludzi bardzo brakuje. Mam doświadczenie we współpracy z osiemnasto- i dziewiętnastolatkami. Po technikum albo profilowanej szkole zawodowej. Był też chłopak po podstawówce. Niestety, dekarz to ciężki zawód. Chwila mija i już im się odechciewa, bo kolega pracuje na stacji albo jest magazynierem. Takie wyzwania zawodowe są dużo prostsze. A na dachu latem jest gorąco, zimą – zimno.
Jakie są Twoje doświadczenia z młodymi ludźmi w pracy?
Dekarstwo to jest zajęcie, które sprowadza młodych na ziemię i wszystkie wyobrażenia dotyczące szybkiego sukcesu i szybkich pieniędzy od ręki. Żeby to przetrwać trzeba mieć charakter. Nie każdy jest gotowy na taką szybką i prostą lekcję życia. Kilku młodych, których zatrudniałem, pracowało do dwóch lat i rezygnowali, zmieniali branżę. To jest dosyć duży problem w dekarstwie. To taka praca, która młodym potrafi dołożyć. Pamiętam początki z jednym chłopakiem, który zanim skończył słuchać, co mam mu do powiedzenia o bezpieczeństwie, zdążył podłożyć palec pod łatę i strzelić sobie w niego z gwoździarki. Innym razem skuwał jakiś element i uderzając młotkiem trafił sobie w ząb. Nie wybił go, ale mało brakowało. Warunki stworzone dla młodych ludzi w innych branżach są dużo bardziej przyjazne niż na dachu. Z reguły wiesz od razu, czy młody człowiek będzie pracował w dekarstwie. Widać to po chęci uczenia się, sumienności. Przyszły dekarz nie szuka wymówek, przychodzi do pracy i wykonuje nawet takie zadania, których za bardzo nie umie, ale stara się je wykonać najlepiej jak potrafi. Myślę, że tak naprawdę, czy to w młodym człowieku, czy w dekarzu, który już przepracował swoje lata w zawodzie nietrudno dostrzec, czy ma chęć do pracy i do rozwijania swoich kompetencji.
Opowiedz o swojej ekipie.
Na pewnym etapie rozwoju firmy najważniejszy jest zgrany zespół, ponieważ wtedy praca idzie o wiele szybciej. Ludzie, którzy pracują u mnie są odpowiedzialni, precyzyjni, uczciwi i szybcy. Trzymają się razem również po pracy. Wykonują swoją robotę i dobrze się przy tym bawią. To dorośli faceci, więc gdy zdarza się jakieś nieporozumienie, rozwiązują je samodzielnie. Najdłużej pracuje u mnie Wojtek, zwany Mistrzu. Co prawda pseudonim przyszedł z nim do firmy, ale swoją pracę wykonuje po mistrzowsku. Jest nie tylko pracownikiem, ale myślę, że również przyjacielem. Mnóstwo czasu spędziliśmy razem w pracy. To stworzyło dobrą znajomość. Liderem w brygadzie jest Grzegorz, za którego doświadczeniem stoi 25 lat w zawodzie. To świetny rzemieślnik, potrafi swoją wiedzą dzielić się z innymi. W ekipie są również inni znakomici fachowcy. Jest Olek, Paweł, Marcin, Dima, Losza, Igor, Yegor, Arczi. Fajny, zgrany zespół, z którym dobrze się spotkać nawet po pracy.
Jak udaje Ci się zachować względnie niską rotację w ekipie?
Żeby utrzymać ludzi i pracować w stałym zespole, dokładam wszelkich starań, aby porozumieć się pod względem finansowym oraz zapewnić odpowiednią atmosferę, konieczną w każdej pracy. Z perspektywy czasu oczywiście wiem, że pewne rzeczy się kończą, inne – zaczynają. Jest to tak naprawdę normalna, nieunikniona kolej rzeczy w prowadzeniu biznesu. Trzeba się do tego przyzwyczaić i po prostu z tym żyć. To jest najlepsze rozwiązanie.
Jakie Twoja rodzina ma zdanie o Twojej pracy?
Moja rodzina doskonale wie, że to ciężkie zajęcie, natomiast tak bardzo satysfakcjonujące, że pomimo wielu problemów, trudów, wyzwań, sprawia ogromną przyjemność.
Kto nauczył Cię najwięcej w życiu?
Mój ojciec. To dzięki niemu wiem, co to znaczy dokładność, pracowitość i sumienność. Nie był dekarzem, ale jest po prostu dobrym człowiekiem. Myślę, że się cieszył, że wybrałem inne zajęcie niż on.
Czy chciałbyś, aby Twoje dzieci pracowały w zawodzie?
Tak, często rozmawiam o tym z żoną. Zastanawiamy się nad tym, czy dwóch naszych synów, którzy są świetnymi chłopakami, przejmie po mnie prowadzenie firmy. Natomiast ciężko mi określić na tym etapie, na ile to będzie dla nich przyszłościowe.
Czasy się zmieniają. Chciałbym bardzo, aby prowadzili dalej firmę, ale czy oni wybiorą taki sposób życia i zarabiania pieniędzy? Trudno mi powiedzieć.
Czy realizujesz swoje pasje po pracy?
Moim hobby jest strzelectwo sportowo-taktyczne. Trenuję z grupą komandosów. To są już emerytowani żołnierze wojsk specjalnych JWK. Weterani zaczęli szkolić amatorów. Polega to na tym, że spotykamy się z grupą znajomych. Mamy instruktora, który pokazuje nam to, czego się profesjonalnie nauczył i my mamy z tego fun. Na razie jestem na początku drogi związanej ze strzelectwem sportowym. Trening pozwala zapomnieć o życiu. Trzymanie broni w ręku to odpowiedzialna sprawa. Strzelca i dekarza łączą: precyzja, odpowiedzialność i sumienność. Oczywiście, ubieramy się w odzież taktyczną, używamy prawdziwej broni. To nie są jakieś pistolety czy karabiny na kulki. Strzelamy do tarcz, w postawie pionowej i leżącej. Wchodzimy do pomieszczeń imitując ich zdobywanie, tak jak to ma miejsce przy realnej pracy jednostek specjalnych. Robimy różne zadania i zdobywamy umiejętności, które – mamy nadzieję – nie przydadzą nam się nigdy w życiu.
więcej na: dumnydekarz.pl