Michał Olszewski – o początkach PSD
Jeden z założycieli Polskiego Stowarzyszenia Dekarzy, Prezes Polskiego Stowarzyszenia Dekarzy w latach 2009-2012, Prezydent Senior Światowej Federacji Dekarzy IFD opowiada o założeniu PSD i wyzwaniach, jakie według niego stoją przed organizacją na kolejne lata.
Rozmawiała IWONA SZCZEPANIAK
W archiwum Polskiego Stowarzyszenia Dekarzy znajduje się lista osób, które zakładały organizację. Czy może Pan opowiedzieć, jak to się wszystko zaczęło?
Formalnie Stowarzyszenie powstało w 1999 roku, ale tak naprawdę przygotowania do tego trwały co najmniej 7-8 lat. Z racji tego, że pracowałem w Niemczech wiedziałem, że tam każda branża zawodowa ma własne stowarzyszenie. Kiedy wróciłem do Polski i w 1988 roku założyłem firmę, to w zasadzie na naszym rynku jeszcze nie było wiodących producentów. Sytuacja w branży dekarskiej nie wyglądała dobrze. Właściwie funkcjonowały tylko PKZ-ty (Przedsiębiorstwo Państwowe Pracownie Konserwacji Zabytków). Nie było wcale firm dekarskich. Dopiero w latach 90. zaczęły „sprowadzać się” z Zachodu firmy produkujące materiały dekarskie i blacharskie, które zaczęły kształtować rynek i „tworzyć” dekarzy. Tak naprawdę nie byli to dekarze tylko ludzie, którzy chcieli wykonywać ten zawód. Nie umieli posługiwać się narzędziami, ani właściwie wykorzystywać materiałów. Na przykład blachę cięli diaksami, a nie niblerami, co jak dziś wiadomo powoduje jej niszczenie. Jeśli nawet producent miał na tyle umiejętności, aby przekonać ich do pracy i pokazywał im, jak powinno się wykonywać prace na dachu, to z nauką bywało różnie.
Mniej więcej od 1995 roku coraz bardziej dało się odczuć, że nasza branża potrzebuje tworu, który mógłby zebrać dekarzy i zacząć ich szkolić. W 1995 roku Braas zbudował centralny magazyn w Opolu, a w 1996 roku otworzył pierwszą fabrykę (druga fabryka powstała 1999 roku w Płońsku). W 1996 roku Ruppceramika (dzisiejszy Braas) zaczęła budować swoją fabrykę w Skrzyńsku. W 1999 roku „zeszła” pierwsza produkcja w Ruppie, a w 2000 roku zakład oficjalnie otwarto. Był to więc bardzo dobry moment na założenie Stowarzyszenia, a wyprodukowanie w Polsce pierwszej dachówki Ruppceramika stało się świetnym pretekstem do jego zarejestrowania. Później bardzo szybko pojawiły się inne firmy: Rautaruukki, Velux, Fakro, Icopal i Wiekor. Z tego miejsca należy podziękować prezesom tych firm za wielką pracę. To byli – i wciąż są – wspaniali ludzie.
Wracając do lat 90. Cały czas zastanawiałem się, co zrobić dla tej branży, żebyśmy mieli takie stowarzyszenie, jakie mają niemieccy dekarze. Już w 1996 roku trafiła się okazja. Jak Ruppceramika zainstalowała się w Przysusze, razem z Zygmuntem Leśniakiem zaczęliśmy rozmawiać z Pawłem Dadasem (pracuje do dziś w firmie Braas), że chcemy z nimi zrobić szkolenie. Przyjechał na nie syn dekarza z Niemiec – Uwe Diefenbach. Po szkoleniu zaprosił nas do Darmstadt na obchody 50. rocznicy istnienia Związku Dekarzy. Pojechałem tam z Zygmuntem. Mówiliśmy Niemcom o naszym zamiarze i chcieliśmy, żeby nam wytłumaczyli, na czym polega ich stowarzyszenie, jak działa, co jest potrzebne do jego założenia i co możemy osiągnąć dzięki podobnemu w Polsce. Od tego momentu wiedzieliśmy, że Stowarzyszenie jest bardzo potrzebne.
Po dwóch latach rozpoczęliśmy rozmowy z firmami Fakro, Velux, Icopal i Braas. Oprócz zapału nie mieliśmy nic: ani pieniędzy, ani statutu, ani możliwości prawnych. Wtedy nie było jeszcze przepisów o stowarzyszeniach, tylko o związkach zawodowych. Ale nie mogliśmy założyć związku zawodowego, ponieważ był on traktowany jako organizacja w zakładach pracy, a stowarzyszenie jest dobrowolnym związkiem założonym przez grupę ludzi. Dopiero w 1998 roku weszła w życie ustawa o stowarzyszeniach.
W tym czasie na jednym ze szkoleń poznałem Tomka Czubę, Jurka Smolińskiego oraz pozostałych z tej szesnastki na liście założycielskiej. Postanowiliśmy zrobić spotkanie robocze w sprawie założenia PSD, ale nie bardzo wiedzieliśmy gdzie. Ani firmy, ani producenci nie mieli wtedy jeszcze własnych siedzib. Lokum użyczył nam sąsiad Zygmunta Leśniaka – Adam Mańko, który prowadził firmę budowlaną. Tam odbyło się kilka spotkań, w trakcie których udało nam się ustalić podstawowe tematy. W sprawach formalnych pomógł nam mecenas Gajek. I tak oto w kwietniu 1999 roku oficjalnie zarejestrowaliśmy Stowarzyszenie.
Kto wpadł na pomysł zorganizowania Kongresu PSD?
Pod koniec 1999 roku pojechaliśmy – Zygmunt Leśniak i ja – do Poznania na spotkanie z przedstawicielami targów BUDMA. Efektem tego był I Kongres PSD w 2000 roku. Zainteresowanie przekroczyło nasze najśmielsze oczekiwania. Na ten kongres przyszło 200-300 osób. Cała sala była zapełniona. Tak naprawdę targi zrobiły nam dobrą reklamę w branży budowlanej. Rozdzwoniły się telefony z całej Polski. Każdy chciał przystąpić do naszej organizacji.
Z Kongresem nieodłącznie kojarzy się pochód. Pierwszy został zorganizowany dwa lata po uruchomieniu targów w Poznaniu. Pomysł wziął się stąd, że byliśmy z Józiem Grobelnym w Kolonii zaproszeni przez niemiecki związek na jedną z uroczystości, którą rozpoczynał przemarsz dekarzy z orkiestrą. Po powrocie Józio znalazł w Łodzi koło gospodyń wiejskich. Przez pierwsze dwa lata te panie przyjeżdżały i urozmaicały przejście swoimi przyśpiewkami przy akompaniamencie akordeonów i bębnów. Ponieważ uznaliśmy, że organizacja musi być bardziej nowoczesna, nawiązaliśmy kontakt z orkiestrą, która gra do dziś.
Na kongresach przedstawialiśmy wizję funkcjonowania Stowarzyszenia i jego Oddziałów (członków), problemy dekarzy, współpracę z producentami. Tym wydarzeniem żyły tłumy dekarzy, którzy aktywnie w nich uczestniczyli. Dzięki temu organizacja rozwijała się w bardzo szybkim tempie.
Nie byłoby Stowarzyszenia bez dekarzy. Jak udało się ich „skrzyknąć”?
Trzeba pamiętać, że w tamtych czasach nie było łatwo nawiązać kontakty. Byliśmy ulokowani w Warszawie, a dekarzy w Polsce nie było dużo! Wykorzystywaliśmy więc każdą okazję, zwłaszcza podczas spotkań z producentami. Na otwarcie drugiej fabryki Braas w Płońsku w 1999 roku była zaproszona spora grupa dekarzy. Wtedy to nawiązaliśmy wiele nowych kontaktów, co znacznie ułatwiło formowanie Stowarzyszenia. Na każdym spotkaniu tłumaczyliśmy dekarzom, dlaczego warto być razem. Pamiętam jak byłem ze Zbyszkiem Buczkiem gdzieś w Polsce i on powiedział do mnie: Ty jesteś jak ten świadek Jechowy – bardzo mnie to rozbawiło.
W latach 90. wprowadzono nowe technologie i dopiero po przeszkoleniach producentów okazało się, którzy z dekarzy zostali z rynku. Między innymi dzięki tym szkoleniom, wydawanym certyfikatom, różnym wydarzeniom branżowym, wielu z tych dekarzy jest dziś świetnymi fachowcami. Jest w PSD bardzo dużo dobrych fachowców, którzy ułożą i łupek, i blachę, i dachówkę, i blachę w karo. To już wymaga sporej precyzji i artyzmu. Jeszcze jednak wiele trzeba, żeby dekarze spoza Stowarzyszenia byli świetnie wyszkoleni. Bardziej są montażystami niż dekarzami. Widzimy dzisiaj po opiniach technicznych, co się dzieje na rynku. Chciałoby się zarabiać dobre pieniądze, bo fama poszła, że w tym zawodzie zarobki są świetne.
Mieliście sprecyzowany plan działania?
Przez pierwsze 2-3 lata Stowarzyszenie „kręciło się” głównie w Warszawie. W tym czasie bardzo intensywnie zaczęliśmy pomagać ludziom potrzebującym. Zrobiliśmy dach dla Monaru (Domu dla Samotnych Matek z Dziećmi) – dla nieżyjącego już Marka Kotańskiego, przedszkole w Warszawie. W późniejszych latach dekarze z Białegostoku wykonali dach jednej ze szkół, w Olsztynie wsparli swoją pracą ludzi po niszczycielskiej nawałnicy. Wsparliśmy również finansowo rodzinę z Poznania, której spalił się dom oraz wiele innych. Takich akcji jest wiele także obecnie.
Zakładaliśmy też Oddziały. W 2001 roku jako pierwszy powstał Oddział w Lublinie. W tym samym roku na szkoleniu w Płońsku poznałem Józia Grobelnego, dzięki któremu zawiązał się Oddział Łódzki. I wtedy zaczęliśmy działać na szerszą skalę. Wiedzieliśmy, że PSD powinno mieć swój oddział w każdym województwie. Kolejny został utworzony w Bydgoszczy. Założenie takiego oddziału w Polsce nie jest prostą sprawą. W tej chwili zostały jeszcze 2-3 województwa, w których nie ma PSD. Bywało, że dekarze między sobą walczyli, w którym mieście ma być oddział czy pododdział.
Ponieważ jestem z Podlasia i bardzo mi zależało, aby tam był oddział, w 2003 roku pojechaliśmy do Białegostoku przy okazji targów czy innej imprezy branżowej. Był między innymi Janek Grycuk, Bogdan Kalinowski, Andrzej Miastkowski, Stasiek Długozima, Irek Bartoszewski z Augustowa. Jednak gdyby nie Janek to już nie byłoby tam tego Stowarzyszenia. Ile ja się tam najeździłem. Tacy tam byli ludzie nieufni, dumni, łatwo ich było urazić. Patrząc z perspektywy czasu było wiele spięć, ale ja uważam, że kłótnia też jest ważna, bo jak się ludzie kłócą, to o coś im chodzi.
Później założyliśmy oddział w Gdańsku. Tuż przed pierwszymi w Polsce Mistrzostwami Świata Młodych Dekarzy w 2006 roku za pośrednictwem Staśka Dudka powstał oddział w Krakowie. To on się do tego przyczynił. Jego zasługą – to trzeba wyraźnie podkreślić – jest też Szczecin.
Po rewolucji w Lublinie powstały oddziały w Rzeszowie, Poznaniu, Olsztynie. Ci wszyscy dekarze, którzy podjęli trud tworzenia oddziałów zrobili ogromną pracę na rzecz kolegów po fachu. To dzięki nim powstały kolejne oddziały, a PSD jest wszystkim znane, za co im bardzo dziękuję.
Powiedział Pan, że jednym z priorytetów Stowarzyszenia były szkolenia. Jak je organizowaliście?
Zanim zaczęliśmy nie było takich możliwości jak dzisiaj. Podczas transformacji zaniechano szkół zawodowych, w zasadzie przestały one istnieć. Zamiast nich były PKZ-ty, w których pracowali wszyscy po „szkole dekarskiej”. Byli to raczej dekarze, którzy mieli doświadczenie, ale nie mieli dokumentów. Przyjeżdżało do nas dużo takich osób. Chcieliśmy w pierwszej kolejności, żeby uprawnienia zrobili wszyscy, którzy coś umieją, a przy okazji ci, co przeszli szkolenia w firmach Velux, Fakro, Braas, Icopal. Wiadomo, że najłatwiej działać na swoim terenie. Ponieważ znałem dyrektora szkoły na Górnośląskiej w Warszawie (profesora Zdzisława Bigosa), dogadaliśmy się, żeby zrobili z nami kursy czeladnicze i mistrzowskie. Na ten kurs zebrała się grupa bodajże 20 osób z całej Polski. Zmontowaliśmy na dziedzińcu szkoły wystawki, pokryliśmy ich daszki, płot przy szkole, później dach płaski. Wtedy też powstała – i jest do dziś – komisja z udziałem PSD. Dzięki temu Stowarzyszenie wypuściło na rynek pierwszych czeladników, ze mną na czele. Przyświecał nam jeden cel: żeby było jak najwięcej dekarzy, jak najwięcej mistrzów, żeby Stowarzyszenie było takim ruchem szkoleniowym dla naszej branży.
Jeśli chodzi o szkolnictwo, to 90% sukcesu zawdzięczamy firmom wspierającym. Wyłącznie, bo firma Velux, Braas, Rautaruukki, Fakro, Blachy Pruszyński, Icopal, Budmat oraz wiele innych na samym początku postawiły na wysokim poziomie szkolenia, na które zapraszali wszystkich dekarzy.
Na 10-lecie PSD postanowiliśmy wybudować szkołę w Pruszkowie. Prezesem ZG był wtedy Waldek Piela, a ja byłem prezesem Oddziału Mazowieckiego. Ośrodek miał być otwarty w lipcu na Dzień Dekarza, a w kwietniu nie mieliśmy jeszcze dokumentów. Pomógł Starosta, który wydał pozwolenie z klauzulą natychmiastowego wykonania. Tego wyzwania podjąłem się z Witkiem Boguszewskim. I tak w ciągu dwóch miesięcy powstała hala, miejsce które dziś integruje ludzi. Należy tutaj bardzo podziękować wszystkim dekarzom, którzy włączyli się w pomoc i firmie Blachy Pruszyński. To Krzysztof Pruszyński rozumiał potrzeby dekarzy, za co składam mu serdeczne podziękowania. Oczywiście nie można pominąć innych firm, które włączyły się w tę inicjatywę, w tym Braas, Wienerberger, Icopal.
Trudno działać bez solidnego wsparcia. Czy łatwo je było uzyskać od firm?
Wszyscy producenci patrzyli na raczkujące Stowarzyszenie z dystansem i zastanawiali się, czy warto je wesprzeć i jakie będą mieć z tego korzyści. Natomiast takie firmy jak Velux, Fakro, Ruppceramika i Braas od samego początku uwierzyły w PSD. Część z nich wywodzi się z koncernów zachodnich, a tam dominującą rolę w sprzedaży i montażu pokryć dachowych zawsze mieli dekarze. Dlatego te firmy wiedziały, że ci ludzie są potrzebni na rynku i bez nich nie da się nic zrobić.
Która z firm wsparła PSD jako pierwsza?
Stowarzyszenie tak naprawdę wsparła pierwsza Ruppceramika, a później jednocześnie Velux i Fakro. Do nich po roku dołączył Braas. Później dołączali inni, między innymi Wiekor, Icopal, Rautaruukki. Myślę, że objechaliśmy każdego producenta po kilkadziesiąt razy. W każdym tygodniu gdzieś byłem. Nie ma chyba w Polsce firmy, w otwarciu której nie brałem udziału w tamtych czasach.
Jak to się stało, że PSD zostało członkiem Światowej Federacji Dekarzy IFD?
Podczas Mistrzostw Świata Młodych Dekarzy na Węgrzech w 2003 roku dostaliśmy zaproszenie na kongres IFD. Pojechałem tam z Waldkiem Pielą. Wtedy prezydentem był Gunter Welsch, który zapytał nas, czy nasza organizacja nie chciałaby przystąpić do IFD. Obaj z Waldkiem byliśmy w ZG i bez wahania się zgodziliśmy. Po głosowaniu PSD zostało członkiem stałym. Od tego momentu rozpoczęła się przygoda z IFD. Na Galę 5-lecia PSD zaprosiliśmy delegację IFD i wszystkie stowarzyszenia. Z zagranicy przyjechało ponad 20 delegacji i wielu polskich dekarzy. W sumie było ponad 500 osób.
Miało to także inne konsekwencje. Musieliśmy spełniać wymagania federacji: uczestniczyć w targach, organizować eliminacje do Mistrzostw Świata Młodych Dekarzy i wysyłać na nie zawodników. Po tym jak nasi reprezentanci zdobyli dwa najwyższe miejsca na podium w kategorii dachów stromych i płaskich podczas MŚMD w 2006 roku w Krakowie, ta machina się rozkręciła i trwa do dzisiaj.
Na 10-lecie przystąpienia do IFD podczas 61 Kongresu Światowej Federacji Dekarskiej IFD zostałem mianowany na Prezydenta Światowej Federacji Dekarskiej IFD. Przez 3 lata stałem na czele wszystkich dekarzy na całym świecie.
Czasy się zmieniły, inwestorzy są coraz bardziej świadomi, a montaż produktów wymaga wiedzy. Kto według Pana nadaje się do tego zawodu?
Tak naprawdę dzisiaj dekarz nie tylko nabija folię i łaty. Musi mieć wiedzę, jak wykonać dach od początku do końca zgodnie z technologią. Jeśli dekarz tego nie rozumie, to nie powinien robić dachów, bo co z tego, że on nabije te łaty i ułoży dachówkę, jak warstwy pod spodem nie zdadzą swojego egzaminu. Wszystko musi być zgodnie z technologią producenta lub zasadami obowiązującymi w branży dekarskiej.
Zawsze mówię, że jak już dekarz wie jak oszukać wodę, to znaczy, że już jest fachowcem. Każdy powinien znać tę prostą zasadę: jak dach się nie poci, ma skuteczną wentylację, fachowo i schludnie zrobione obróbki, ułożone w miarę prosto i szczelnie pokrycie, to cóż się na tym dachu może dziać. Dziś wszystkie produkty mają długą gwarancję, 30 lat albo i więcej. Jeśli jednak zostanie zrobiony tak, że nie będzie funkcjonował poprawnie, na przykład będą zapchane szczeliny wentylacyjne, to dach trzeba będzie szybko naprawiać. Nie ma innej opcji. Dekarz, który potrafi zrobić dach wie, że trzeba rozciąć kalenicę, ale to nie wszystko. Przy dwuspadowym dachu nie ma większego problemu, ale bardzo mało jest dekarzy, którzy wiedzą jak poprawnie wykonać deskowany i papowany dach kopertowy, w którym krokwie narożne zamykają dopływ powietrza. Dziś nie chodzi o to, żeby zrobić dach, tylko trzeba zrobić go tak, żeby bezawaryjnie funkcjonował przez wiele lat.
Dziś w Polsce jest może garstka ludzi, którzy potrafią zrobić idealnie wole oko. Na palcach rąk można policzyć tych, którzy robią łupek. Jest coraz mniej blacharzy, którzy układają blachę na rąbek rzemieślniczy. Kiedyś pokryć dach blachą ocynkowaną na wulsztę, to była sztuka. Dzisiaj pewnie znalazłoby się kilku dekarzy, którzy wiedzą co to jest. Dekarzy jest mało, montażystów jest dużo. Dziś dekarz ma swoją ekipę, jedzie z brygadą na budowę. On wie, o co w tym wszystkim chodzi, ale nie do końca jest super fachowcem. Właściwie nie musi, bo ma od tego ludzi. A ludzie są, zrobią, firma gdzieś tam słynie i sprawa załatwiona.
Uważam, że może Stowarzyszenie poszło nie do końca w tym kierunku. Według mnie lepsza jest jakość niż ilość. Bo oczywiście, jeśli będzie nas pięciu, to nie będzie Stowarzyszenia. Chciałbym, żeby każda firma dekarska miała kwalifikacje do wykonywania zawodu dekarza. Jeśli jesteś dekarzem, to twoja firma może być dopuszczona do działalności dopiero wtedy, jeśli coś umiesz i masz dokumenty potwierdzające te umiejętności. Nie powinno być miejsca dla tych, którzy jeszcze wczoraj byli piekarzami, a dziś chcą robić dachy. Owszem, jeśli odbędą szkolenia, nauczą się i są chętni, to niech zostaną dekarzami. Każde ręce do pracy są potrzebne. Chciałbym, żeby było jak w Niemczech: żeby zostać członkiem związku dekarskiego, to trzeba uzyskać tytuł czeladnika i mistrza, a wcześniej skończyć szkołę, zdać egzaminy i praktykować u dekarza 5-6 lat. Żeby założyć własną firmę, trzeba mieć zgodę związku i wszystkie dokumenty potwierdzające to, że jest się fachowcem. Bez tego osoby przypadkowe nie są w stanie założyć firmy dekarskiej. Taka weryfikacja dekarzy działa też tak, że inwestor oddając w ich ręce majątek o wartości 100-150 tys. złotych ma 100% pewność, że nie zostanie on sprzeniewierzony. A gdyby prace zostały źle wykonane, to dekarz odpowiada własnym majątkiem. W Niemczech i wielu innych krajach Europy działa to tak, że gdyby dekarz spartaczył prace, to klienci zniszczyliby go finansowo. A gdyby się to zdarzyło po raz drugi, trzeci, to miałby cofnięte uprawnienia. Niemiecki związek zrzesza tak wielu dekarzy, bo jest im potrzebny na każdym kroku. Mają w tym związku oparcie, mogą doskonalić swoje umiejętności, integrować się i obchodzić różnego rodzaju święta, które traktują bardzo poważnie. I dlatego ich zawód jest szanowany. Oni tym nasiąkają już od dzieciństwa. Za czasów mojej prezydentury w IFD Niemcy wydali broszurkę dla dzieci. Na jednym z obrazków, potencjalnie niezwiązanych z dekarstwem był obrazek chłopców grających w koszykówkę, a kosz wisiał na ścianie z dachówek. W ten sposób dzieciom utrwalał się dach.
Jakie zadanie stoi dziś przed PSD?
Dziś Stowarzyszenie powinno wyjść naprzeciw dekarzowi. Pokazać mu co trzeba w tym Stowarzyszeniu jeszcze zmienić, dać mu możliwość decydowania. Konieczne jest też stałe podnoszenie swoich umiejętności. Niestety, organizacja nie może się podłożyć i ukrywać brakoróbstwa. Dekarz musi doskonalić swoje umiejętności i powierzony towar zużyć w 100% i dobrze wykorzystać każdy element, żeby to się nie zmarnowało. Jak nie umie tego zrobić, po prostu niech się za to nie bierze.
Dzisiaj przed PSD stoi wyzwanie wdrażania nowych inicjatyw i ściągnięcie w szeregi nowych dekarzy. Oczywiście, powinny odbywać się MŚMD i polskie eliminacje do nich. Z roku na rok jednak będzie coraz trudniej z naborem, ponieważ nie ma młodych, nie ma motywacji młodego pokolenia. Dziś potrzebne są klasy dekarskie w szkołach zawodowych, przy których PSD będzie prowadzić praktyczne warsztaty. Potrzebne są takie ośrodki jak w Pruszkowie. Najlepiej, żeby co dwa lata w kolejnym oddziale otwierać takie miejsce. Tu szansę daje grant Fundacji Velux, który trzeba rozsądnie pomnożyć i wykorzystać. Do takich zadań potrzebni są fanatycy, ludzie z charyzmą, którzy się mocno zaangażują. Trzeba działać według dobrego planu. To przedsięwzięcie na lata. Powiedziałbym, że Nasza Organizacja musi zadbać o prawne interesy dekarza. Wyłączyć ten zawód z przepisów ogólnobudowlanych. Dekarz to zawód trudny i niebezpieczny, a zarazem piękny. Zawód, który powinien być reglamentowany. Dekarz musi się zasłużyć, aby być dekarzem i prowadzić firmę dekarską.
Uważam, że dzisiaj wyzwaniem dla PSD jest budowanie przyszłości. My musimy wiedzieć, co będzie w tym Stowarzyszeniu za 10 lat. Nie może być tak, że w tym roku są mistrzostwa, na drugi rok też mistrzostwa i na trzeci rok też mistrzostwa. Na pewno związek dekarski musi bronić interesów dekarzy. Trzeba walczyć o to, aby zawód dekarza był reglamentowany. Tylko najpierw trzeba byłoby zrobić selekcję tych, który już są. My na samym początku wiedzieliśmy, że ci, co nic nie umieją, muszą się nauczyć. Natomiast pierwszą inicjatywą było robienie dokumentów dla ludzi, którzy już coś umieją. To była podstawa do tego, że może kiedyś ten zawód będzie reglamentowany. Nawet poczyniliśmy pierwsze kroki, ale później gdzieś to się zaprzepaściło.
Ważną rzeczą jest dla mnie program „Dekarz Europejczyk”. Jak byłem w zarządzie IFD, to moją inicjatywą było stworzenie paszportu dekarskiego. Czekamy na to, czy on wejdzie w życie. Razem z paszportem wiązał się jeszcze jeden punkt – wymiana dekarzy. W IFD na początku zrozumieli, że nasi dekarze pojadą do nich do pracy, a oni przyjadą tutaj. Ale nam chodziło o szkolenia dekarzy w zagranicznych firmach. Pierwszy dzień: organizacja firmy – kupowanie materiałów, zawieranie umów, zdobywanie zleceń, rozpatrywanie gwarancji. Jednym słowem teoria. Kolejne dni to obserwowanie pracy dekarzy na budowie: od przygotowania pracy po ubrania robocze i zachowanie. I takie różne historie związane z promocją zawodu dekarz. Uważam, ze chętnych byłoby dużo, a ja mogę się podjąć takiego zadania. Z tymi dekarzami można pojeździć po wszystkich krajach i pokazać im jak wygląda praca i z czego czerpać wzorce.
Uwagę trzeba też przywiązywać do ubrań roboczych na budowie. Każdy powinien być schludnie ubrany i zawieszać banery z logotypem własnej firmy. W ten sposób buduje swoją markę, wizerunek własnej firmy. Jeśli będzie działał na swoją korzyść, to nawet w czasie kryzysu przetrwa. Jeśli tego nie zrozumie, to nie będzie go na rynku. Dekarzom potrzebne są szkolenia praktyczne, które pokażą jak stać się rozpoznawalnym na rynku. Powinniśmy też wymóc na urzędach, żeby wszędzie przy pracach na dachu były rusztowania i żeby za te rusztowania zapłacił klient. To musi być tak zrobione, że w którym miejscu dekarz będzie pracował, to nie spadnie. Jakby nie było, chodzi o jego bezpieczeństwo, jego zdrowie i życie. W ten sposób Stowarzyszenie może wypracować wzorzec Dekarza Europejczyka.