Firma dekarskaLudzie branży

Krzysztof Kosek

Dekarstwo to powód do dumy! Poznaj bohaterów nowej edycji akcji #DumnyDekarz i dowiedz się, co dla nich znaczy być dekarzem i jak wyglądała ich droga do sukcesu. Oto kolejna historia – dekarza z Oddziału Małopolskiego Polskiego Stowarzyszenia Dekarzy.

Czy jesteś dumnym dekarzem?

Dekarstwem zajmuję się od kilkunastu lat. Mam papiery mistrzowskie jako dekarz, cieśla i blacharz. Jestem dumny ze swojej pracy i z tego, że pod moimi skrzydłami wyrosło kilku młodych dekarzy. Ważne, aby uczyć się tego, co nam wychodzi najlepiej. Uczyć się i pracować w tym ciężko. Żartuję, że młodość ma tendencję do traktowania innych z góry. Dachy to umożliwiają, masz to w pakiecie. Im dłużej pracujesz w dekarstwie, tym bardziej to kochasz. Myślę, że dachy uzależniają. Dają mnóstwo przyjemności z kontaktów z ludźmi, zwiedzania okolic, poznawania różnorodności świata. To zdecydowanie więcej niż oferta pracy w biurze.

Czym jest dla Ciebie dekarstwo?

Dekarstwo to moja praca i moja pasja. Im większe wyzwanie, tym bardziej mnie cieszy. Bardzo sobie cenię możliwość kontaktu z ludźmi, w tym ludźmi z branży oraz możliwość wymiany doświadczeń. Ważna jest dla mnie również pokora, która cechuje dekarzy. Każdy z nas rozumie, że nie wie wszystkiego i nie udaje, że wszystko wie. W dzisiejszych czasach to mało popularny sposób na rozwój, ale moim zdaniem, jeden ze skuteczniejszych. Świat dekarstwa staje się coraz bardziej zaawansowany. Ostatnio klient powiedział mi, że mamy takie zabawki, jak on w swojej grze komputerowej. Nie mam takich dni, żeby mi się nie chciało wstać do pracy. To, co robię mnie cieszy, pozwala mi cieszyć się życiem oraz tym, że mój syn pracuje ze mną.

Jak to się stało, że zostałeś dekarzem?

Pracę zawodową zaczynałem na początku lat 90. Skończyłem szkołę i trafiłem na dobrych ludzi, którzy chcieli mnie nauczyć pracy na budowie. Pierwszą zawodową nagrodę zdobyłem jako murarz. Stwierdziłem jednak, że to nie dla mnie, bo non stop chodziłem ubrudzony. Trudno w tym znaleźć pasję. Lubiłem pracę z drewnem i samo drewno, fakt, że z przyjemnością możesz z niego coś wykonać. Dlatego zabrałem się za ciesielstwo. W 1998 roku zacząłem pracować już samodzielnie. Firmę Kris Krof otworzyłem w 2008 roku – wtedy zrealizowaliśmy pierwsze osiedle. Wyspecjalizowaliśmy się tylko w dachach, robimy dekarstwo, ciesielstwo i blacharstwo.

Na czym polega praca przedsiębiorcy-dekarza?

Praca przedsiębiorcy-dekarza polega na marketingu relacyjnym. Musimy umieć sprzedać efektywnie, a to z kolei wymaga szerokiej perspektywy i empatii wobec obcych ludzi.

Kto Cię najwięcej nauczył w życiu?

To może zabrzmieć trywialnie, ale najwięcej w życiu nauczyło mnie samo życie. Życie się nie pieści z człowiekiem, ani z nim nie rozmawia. Dlatego ważne jest dla mnie wspieranie mądrych i młodych ludzi, aby mieli lżej od mojego pokolenia.

Czy żałujesz, że zostałeś dekarzem?

Nie żałuję tego na pewno, że zostałem dekarzem, nie żałuję, że to moja życiowa pasja, ani że dzięki niej mogłem zwiedzić trochę Polski. Cieszy mnie, że w kilku miejscach coś po mnie zostało. Dach to jest taki pomnik, który po sobie zostawiamy. Staram się całe życie pracować tak, aby medal za wszystkie uczynki miał dla wszystkich – rodziny, pracowników, klientów oraz kolegów po fachu – tylko jedną stronę.

Jakie wartości przyświecają Twojej firmie?

Najważniejsza jest jakość. To inwestycja, która procentuje. Na dobre firmy dekarskie czeka się po kilka miesięcy, nawet rok. Dobrze zainwestowały swój czas pracy, wykonując wysokiej jakości roboty. Taka inwestycja pracuje na przyszłe zyski firmy dekarskiej. Od lat 90. mam ten sam numer telefonu. Mamy klientów, którym stawialiśmy dach i których dzieci zapraszają nas teraz na swoje inwestycje. Kiedyś klient mi powiedział, że on to by chciał mieć dach tani i ładny. Więc pytam go, na co mu dwa dachy? Tani to byle jaki, a ładny nie jest tani. Staram się kierować zasadą, że każdy dach robię tak, jakbym go stawiał
dla siebie. Niedołęstwem jest poprawiać po sobie. Zapewniamy komfort życia po dachem. Każdy dekarz to twardziel. Pracuje w deszczu, w zimnie i w gorącu. Mniejsze znaczenie ma dla niego własny komfort od postępu w realizacji. Myślę również, że słowo dekarza wiele znaczy. W każdej pracy ważne są pieniądze, ale dekarz nie zawiedzie kogoś, komu dał słowo, tylko dlatego, że ktoś mu da za to parę groszy więcej. Klienci, którzy mają pieniądze, zbyt kurczowo trzymają się idei, że mają mocny argument, aby nas zatrudnić. Jak to się mówi, każde pieniądze pachną tak samo. Żadna dobra opinia w Internecie nie zapewni nie wiadomo jakiej renomy, ale jedna negatywna może zrujnować to, na co pracowało się przez lata. Staramy się więc robić tak, aby mieć te pozytywne, a nie negatywne.

Dlaczego dach tyle kosztuje?

Wszystko, co dobrej jakości i długotrwałe na pierwszy rzut oka jest drogie. Gdyby zmienić model biznesowy i oferować abonament roczny na użytkowanie postawionego dachu, kwota, biorąc pod uwagę nawet 30 lat przyszłego, bezproblemowego użytkowania, byłaby naprawdę niewielka. Wystarczy porównać tę kwotę z samochodami w leasingu, które widzi się na ulicach.

Co jest Twoim największym sukcesem?

Moim sukcesem jest moja rodzina. Poza tym każdy wykonany dach.

Opowiedz o swojej ekipie.

Jesteśmy jedną drużyną, gramy do jednej bramki, nie boimy się wyzwań i nie boimy się nowych projektów. Nie ukrywam, że codziennym motywatorem do pracy jest dla mnie mój syn. Słyszę tylko: – Dawaj, dawaj! albo: – Ruszaj się, do przodu! i, że: – Konkurencja nie śpi.

Dlaczego syn postanowił zostać dekarzem?

Mój syn trafił na dach po raz pierwszy mając 3 lata. Podczas budowy naszego domu wgramolił się na górę i tak mu zostało po prostu. Zassało go. Jako 13-latek jeździł już ze mną po budowach. Pierwsze kroki robił sprzątając. Uczył się tego fachu od utrzymania porządku, a później stopniowo zdobywał wiedzę. Zrobił papiery czeladnicze, a teraz planuje zdać egzamin mistrzowski. Z synem mamy jedną zasadę. Nigdy nie rozmawiamy w domu o pracy, nigdy po pracy nie rozmawiamy o pracy i jadąc do pracy, nie rozmawiamy o pracy. Staramy się pilnować, aby umieć spędzać ze sobą czas jak rodzina.

Jak oceniasz młodych w zawodzie?

Kiedyś usłyszałem, że słońce służy młodzieży na plaży, a nie na dachu. Ta sama temperatura, a dwa konteksty komfortu. Dlatego odpowiedziałem, że na plaży nie zarobisz na życie. Mam nadzieję, że młodzież jakoś pociągnie ten nasz dekarski temat. Nasza praca jest bardzo ciekawa, mamy coraz lepszy sprzęt, który nas odciąża, więc nie musimy pracować jak nasi dziadkowie. Młodzi ludzie chcą zarabiać i pracować, ale pracować lżej.

Jak zareklamowałbyś dekarstwo?

Dekarstwo powinno być modne. Wpisuje się bardzo w aktualne trendy, ponieważ to zdrowy styl życia na świeżym powietrzu. Jesteśmy zawsze muśnięci słońcem i nie potrzebujemy do tego plaży. W dodatku nam za to płacą. Dekarstwo to męski sport. Młodym powtarzam: – Przyjdź, zobacz, zabawki mamy fajne.

Jak oceniasz konkurencję w branży dekarskiej?

Jako dekarze tworzymy ważną wspólnotę. Potrafimy się ze sobą dogadać, a nawet wymieniać pomysłami. Nie traktuję kolegów po fachu jako konkurencji. Myślę, że wpływ na to ma działalność Polskiego Stowarzyszenia Dekarzy. Spotykamy się w naszym Oddziale raz w miesiącu, wymieniamy zdania, każdy ma coś do powiedzenia. Staramy się sobie nawzajem pomagać. Nigdy bym nie powiedział, że te relacje cechuje obojętność. Dekarze to nie konkurencja, tylko wspólnota ludzi wykonujących piękny zawód z pasją.

Jak sobie radzisz z niezadowolonym klientem?

Trudno powiedzieć, nie mamy niezadowolonych klientów. W tej pracy istotny jest wybór inwestora. Ważne, aby podczas wstępnych rozmów zrozumieć, z kim ma się do czynienia. Jeśli lampka zapali się na zielono, działamy. A jeśli coś jest nie tak, stosujemy zasadę „wyższej ceny”, aby szukał pomocy gdzie indziej. Zasadniczo wierzę, że są tacy inwestorzy, którzy zawsze będą nieszczęśliwi. Smutne, ale prawdziwe.

Jak oceniasz jakość dachów w Polsce?

Jakość dachów w Polsce jest na wysokim poziomie. Myślę, że to zasługa bardzo wymagających klientów, którzy wynajmują architektów, kierowników budowy. W innych krajach dachy mają być szczelne, u nas szczelne i dopieszczone. Na pewno ładniejsze niż u sąsiada (śmiech).

Jakie dachy lubisz realizować?

Uzupełnieniem moich pasji są dachy zielone oraz odwrócone. Staramy się aplikować takie rozwiązania, które pozwalają na przykład na zbieranie wody deszczowej, którą później będzie można wykorzystać do nawadniania ogrodu.

Czy jest jakiś dach, który szczególnie zapamiętałeś?

Realizowaliśmy dach na kamienicy z około 1890 roku w Gliwicach, przy ulicy Mitręgi. Ponad tysiąc metrów kwadratowych. To była dla mnie największa szkoła życia. Wszystko musiało być zgodne
z dokumentacją, z pozwoleniami, ponieważ odbywało się pod nadzorem Państwowej Inspekcji Pracy, która zresztą miała siedzibę naprzeciwko realizacji.

Jak oceniasz współpracę z inwestorami?

Realizacja dachu to jest temat dość delikatny. Ludzie oszczędzają wiele lat na własny dom, który kosztuje ich z reguły sporo wyrzeczeń. Gdy więc przyjmujesz zlecenie, stajesz się po części odpowiedzialny za ich marzenia. Budowa domu to stresujące wyzwanie, więc nasza praca sprawia, że zostajemy w jakimś ułamku w pamięci innych ludzi. Każdy z nas pamięta dłużej – niestety – te złe chwile niż dobre, więc to nie tylko pogoda pozwala nam twierdzić, że dekarze pracują w ciężkich warunkach. Nie jesteśmy szkoleni, aby radzić sobie z czyimiś emocjami, a przychodzi nam pracować z ludźmi na emocjonalnym wzlocie. Zdarza się, że ustalamy coś z klientką, a na drugi dzień przyjeżdża jej mąż i mówi, że mamy zrobić inaczej, bo to on płaci. Z moich doświadczeń wynika, że to inwestorka mimo wszystko zawsze ma rację. Jak coś postanowi, to zdania nie zmieni. Męski sznyt inwestycyjny przegrywa z kobiecą determinacją, ale to się z reguły rozgrywa już poza nami (śmiech).

Wisiałeś kiedyś na uprzęży?

Kilka razy wisiałem na uprzęży. To, że wyglądam jak wyglądam, nie znaczy, że nie chodzę po dachu. Wszyscy mi mówią, że jestem znakomitym testerem, że jeśli dach mnie wytrzyma, to wytrzyma wszystko. Żartuję, że powinni mi za to dopłacać.

Czy każdy może zostać dekarzem?

Każdy może zostać dekarzem pod warunkiem, że zawsze będzie mu sprzyjać pogoda. Profesjonaliści w tej branży mają swój sposób na ignorowanie z zimną krwią warunków pogodowych. Oczywiście nie jest tak, że da się pracować w deszczu na dachu. Nigdy jednak nie narzekam, zawsze może być gorzej.

Gdzie siebie widzisz za 10 lat?

Moim największym marzeniem jest, aby wykonywać swój zawód jak najdłużej, aby młodzi złapali bakcyla i rozwinęli naszą branżę oraz, aby ludzie traktowali się nawzajem dobrze.

Jakie są Twoje pasje po pracy?

Hoduję alpaki. Myślę, że to sporo o mnie mówi. Potrafię ze zwierzętami spędzać nawet cztery godziny dziennie. To bardzo wdzięczne stworzenia. Jeździmy z alpakami do dzieci i zapraszamy dzieci do hodowli. Trudno wyartykułować, ile to generuje szczęścia u najmłodszych, a nam daje mnóstwo satysfakcji. Alpaki pozwalają zapomnieć o codzienności, więc każdy kto zna te zwierzęta, nie wyobraża sobie bez nich życia. Jestem miłośnikiem zwierząt. Mamy w rodzinie powiedzenie: żyć jak pies z alpaką. Nasze psy z alpakami znakomicie się bawią. Wiem również, jak wygląda życie psa z kotem. Nasze pupile z tych gatunków jadają z jednej miski. Niektórzy na koniec dnia wybierają kufelek czegoś zimnego, ja wybieram czas ze zwierzakami.

FOT.: DAKEA/DUMNY DEKARZ

Czy realizujesz przez to swoją życiową misję?

Płynie we mnie krew rolnika, stąd najpewniej zamiłowanie do zwierząt. Hodowla alpak była pomysłem mojej żony, jak wiele innych dobrych pomysłów. Pozwala nam codziennie obcować z ciepłem tych zwierząt, a jednocześnie dzielić się nim z innymi ludźmi. Odwiedzają nas dzieci chore, które świetnie spędzają czas z alpakami. To bardziej niż miłe, gdy widzisz uśmiech na ich twarzach. Chcemy zbudować zagrodę edukacyjną, dzięki której dzieci potrzebujące więcej wsparcia będą mogły się rozwijać. Umożliwi ona nie tylko kontakt ze zwierzętami, ale również pokaże, jak samodzielnie można wytwarzać różne produkty, jak: zabawki drewniane, budki lęgowe dla ptaków, świece. Jestem zwolennikiem naturalności i przejmuje mnie fakt, że warzywa z marketu smakują jak papier, że zjadamy mnóstwo chemii w postaci żywności i leków. Chcę dzielić się wiedzą dotyczącą samodzielnej uprawy oraz ziołolecznictwa. Nie jestem wariatem na tym punkcie, ale to sprawa tak istotna jak rozwój manualny człowieka. Nie zakładam, że wszyscy będziemy hodować marchew, ale fajnie by było, aby każdy z nas oraz przyszłe pokolenia nie musiały się kształcić na uniwersytetach, żeby zrobić coś samodzielnie. Staramy się z rodziną rozwijać w tym kierunku, uczymy się od innych. Zasługą mojej córki jest to, że produkujemy własny miód. Wytwarzamy również świece, które wypełniamy olejkami eterycznymi z własnych kwiatów. Chciałbym przypomnieć ludziom, że świat oferuje nam wiele dobra i smakuje różnorodnie w tym pozytywnym tego słowa znaczeniu. Trudno być szczęśliwym, gdy otaczasz się wydmuszkami z reklam telewizyjnych, nawet jeśli spełniły normy unijne.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Polecane Artykuły

Back to top button